photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 20 MAJA 2012

Leniwiec

Nie, to tak nie działa. Nie wiem co musi się stać, żeby człowieka zmotywować do działania. Niektórzy mają to coś w sobie - biorą się za to, co mają do roboty i to robią. Nie ja. Nie wiem czemua. Tak po prostu, Już tyle razy obiecywałem sobie: "Od jutra zaczynam się uczyć", "Od jutra zaczynam pisać pracę", "Od jutra zaczynam biegać" etc. I zawsze kończy się tak samo. A przecież mam motywację. Do biegania - zrzucić masę. Do pisania pracy - w końcu zakończyć studia i zacząć zarabiać. Do każdego jednego postanowienia mam motywację. Tylko dlaczego ta motywacja nie sprawia, że robię coś, co sobie zaplanuję...?

Czasem sobie myślę, że brakuje mi przyjaciela. Pisałem już wcześniej o przyjaźni. Niestety, ale teraz widzę to coraz bardziej - nie mam przyjaciela. Oczywiście mam kilku dobrych znajomych - Marcin, Damian, Łukasz, czy Gabryś. Ale są to tylko dobrzy znajomi. Co prawda często rozmawiamy ze sobą na różne tematy, ale nigdy nie wyszedł żaden z nich pierwszy z inicjatywą. No chyba, że czegoś oni sami chcieli i potrzebowali. Ale odpowiedzmy sobie na pytanie: czy takiego przyjaciela chcemy? W moim przekonaniu przyjaciel to osoba, która potrafi Cię rozgryźć nawet wtedy, kiedy ukrywasz coś przed wszystkimi innymi. Kiedy masz doła, kiedy nie masz z kim porozmawiać o problemach, kiedy nikt inny Cię nie rozumie. Wysłuchanie co mam do powiedzenia tylko wtedy, kiedy sam poproszę o spotkanie - cóż - to nie to samo. Tak się mówi, że przyjaciel to osoba, która potrafi wysłuchać. No ok, to też jest zadanie przyjaciela. Ale czy nie odnosi się wtedy niejednokrotnie wrażenia, że się narzucamy? Wygadasz się przed kimś raz - poczujesz się lepiej. Wygadasz się drugi raz - poczujesz się lepiej. Ale skąd możemy mieć pewność, że przy kolejnym spotkaniu ten ktoś nie stwierdzi, że się narzucamy? Jeśli sam nie wyszedł z inicjatywą nigdy nie będziemy mieć pewności, czy chce nas wysłuchać. Może się zgodzić na spotkanie tylko dlatego, że "tak robią przyjaciele", a nasze sprawy może mieć głęboko w dupie. Opisując więc osobę, którą uznałbym za przyjaciela - czy znam taką osobę? Czy znam osobę, która nawet od czasu do czasu zapyta: "co u Ciebie?", czy zaproponuje spotkanie, wspólny wypad i która wreszcie powie komuś: "Łukasz jest moim przyjacielem"? Odpowiedź brzmi: "Nie." Przekonanie to jeszcze bardziej wzmagało we mnie przez ostatnie miesiące oglądanie serialu "How i met your mother". Ukazana jest tam idealna przyjaźń pomiędzy Marshallem Ericksenem, a Tedem Mosbym. Nieważne co by się działo - zawsze się wspierają. Nie będę opowiadał o ich przyjaźni. Przytoczę tylko 2 sytuacje, które najbardziej krązą po mojej głowie. Scena, która obrazuję moją pewnego rodzaju "tęsknotę" za przyjacielem, gdzie Marshall z Barneyem (kolejnym bohaterem tego serialu) kłócą się między sobą kto jest lepszym przyjacielem Teda. Nie jest to tylko pojedyncza scena. Przez wszystkie sezony przetacza się ten motyw. Podobnie sprawa ma się z Marshallem - który z tej dwójki - Ted, czy Barney - jest lepszym przyjacielem M.E. Takie pytanie: Czy ktokolwiek kiedykolwiek kłócił się...nie, co ja mówię. Czy ktokolwiek kiedykolwiek NAZWAŁ MNIE PRZYJACIELEM?

Nie.

Być może pomieszałem teraz 2 sprawy - czy ja w końcu piszę o tym, że ja nie mam przyjaciela oraz to, że nie jestem niczyim przyjacielem. Ale tego, że starałem się już z wieloma osobami zaprzyjaźnić i być dla nich przyjacielem, opowiadał nie będę. Nieważne jak bym się starał, zawsze miałem to wrażenie - że się narzucam. Może pozbyłbym się go, gdyby ktokolwiek chociaż raz nazwał mnie przyjacielem. Może wtedy czułbym się zobowiązany do wielu spraw - do organizowania spotkań, do pisania "Co u Ciebie?" tak po prostu i do wielu wielu innych. A zamiast tego mam to wrażenie, że się w ten sposób tylko narzucam.

Ale wspomniałęm, że z HIMYMa krąży mi po głowie jeszcze jeden motyw. Ten z kolei doskonale opisuje całe moje życie towarzyskie.To, co pisałem w pierwszych postach jest streszczone w tym:

Zacząć trzeba jednak od przedstawienia postaci Barneya Stinsona. Nie chodzi mi oczywiście o jego styl bycia, gdyż mój odbiega diametralnie od niego. Chodzi mi natomiast o jeden jedyny szczegół - Barney przez wszystkie sezony stara się za wszelką cenę wmówić Tedowi, że to on jest jego najlepszym przyjacielem oraz Marshallowi - cóż...to samo. Próbuje na siłę wbić się w perfekcyjną przyjaźń pomiędzy Marshallem i Tedem imponując im na różnorakie sposoby, niektóre imponujące - inne mniej. W 7 sezonie, Barney zaczyna się spotykać z Quinn. Pracuje ona w barze go go jako striptizerka. W jednym odcinku zas Barney próbuje namówić Teda, żeby spędzał z nim każdy wieczór, a każdy z tych wieczorów będzie "Legen - wait for it - dary". Z początku Ted się zgadza, jednak po pewnym czasie zaczyna mu się to nudzić. Woli spędzać wieczór w swoim pokoju i nic nie robić. Wtedy Barney mu wyznaje, że każdej nocy, kiedy Ted może sobie spokojnie spędzić w swoim pokoju, on nie może spać ciągle myśląc o tym co robi Quinn. Do Teda dopiero wtedy dociera, że Barney (który przez cały serial pieprzył wszystko, co się rusza) naprawdę kocha Quinn. Warto dodać, że Barney niejeden raz okazywał, że Marshall i Ted naprawdę są jego najlepszymi przyjaciółmi. A kiedy Barney był w potrzebie...cóż...

A więc, brak przyjaciela. Nie ma z kim porozmawiać o problemach. Cóż - mam oczywiście swoją narzeczoną. Przyszłą żonę. Ale bądźmy szczerzy - facet potrzebuje czasem po prostu porozmawiać z facetem. A jeśli nie ma z kim porozmawiać?

Wtedy zaciska się zęby i idzie się dalej. W przyszłości mam być mężem, ojcem dzieci i pracować jako kierownik budowy lub w biurze projektowym! Nie mogę być słaby! Po prostu nie mogę!

Nie mogę...

Koniec.

Komentarze

~muflonowa Czytam czytam i podziwiam za szczerość
11/06/2012 22:07:00

Informacje o korroner


Inni zdjęcia: ... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24