87
Ciemność otacza mnie ze wszystkich stron. Usiłuje mną zawładnąć, wedrzeć się do mojego umysłu... Próbuję z nią walczyć, jednak kończy się to oślepiającym bólem głowy. Chwytam się za skronie i spazmatycznie wiję po podłożu. Otwieram oczy, lecz wydaje się to całkowicie bezsensowne - widzę tylko czerń poprzecinaną białymi pasmami bólu. Nie mogę myśleć o niczym innym, niż o mroku chwytającym mnie w swe macki, a przezwyciężenie błyskawicznie obezwładniającego mnie strachu jest trudniejsze, niż mogę sobie wyobrazić. Mój język jest jak kołek - suchy i zdrętwiały, zmysły podrażnione... Ten nędzny ludzki organizm nie daje sobie rady z tak wielką ilością wrażeń naraz. Systematycznie odłącza kolejne kabelki, receptory, systemy... Najpierw słuch, potem wzrok, smak i węch, zamyka dostęp do wspomnień oraz marzeń. Pozostawia mi jedynie dotyk i odczucie panicznego strachu, uśmiercił nawet nadzieję. Zamieram w bezruchu i czekam na gorzki smak przegranej.
- NIE! - w mojej głowie rozlega się przerażający wrzask. - Nie możesz teraz się poddać!
Przez czerń i biel przebija się promień intensywnej zieleni. Uśmiecham się mimo bólu, bo jakimś cudem wiem co oznacza. Ani czas, ani ból, ani nawet śmierć nie są w stanie odebrać mi tej wiedzy, tej twarzy, tych oczu, tego prześladującego mnie koloru...
- Walcz Afrei! Walcz!
Mimo szczerych chęci nie potrafię zignorować tego głosu, wydaje się tak szczery i realny, że nawet jestem w stanie w niego uwierzyć. Zaciskam zęby i podnoszę się na rękach do prawie siedzącej pozycji, skupiam się na motywującym mnie tonie, a zieleń pod powiekami całkowicie przegania czerń. Umysł znów zaczyna pracować, zmysły wracają, ból mija... Jednak razem z nim odchodzi również tajemniczy głos. Zrobiłabym wszystko, by móc usłyszeć go ponownie, ale wiem, że nie mogę, że nie pora na to. Gwałtownie otwieram oczy, lecz rzeczywistość okazuje się jeszcze gorsza od mroku pożerającego umysł. Znajduję się w ciemnej klitce - na niecałe dwa metry szerokiej i trzy długiej, nie dochodzi tu żadne światło i okropnie śmierdzi. Próbuję się podnieść, lecz zaraz upadam z powrotem i uświadamiam sobie, że chyba nadal znajduję się w furgonetce, która podskakuje na wybojach. Nie mam pojęcia która godzina, ktoś zabrał mój telefon. Staram się trzeźwo myśleć i nagle zauważam niewielką postać skuloną w kącie. Przyglądam się jej dokładniej i dostrzegam długie, miodowe włosy. Allison! Nie mija nawet sekunda, a już jestem obok niej, unoszę jej twarz i próbuję ją ocucić. Pewnie jej też podali jakieś świństwo.
- Allison! Obudź się, proszę. Allison! - szepczę gorączkowo.
Dziewczyna mruczy coś tylko niezrozumiale, to na nic. Albo dostała silniejszą dawkę, albo na mnie - jako na anioła - narkotyk podziałał inaczej. Rezygnuję z prób dobudzenia jej i staram się znaleźć jakieś wyjście z naczepy, szybko się jednak okazuje, że nie można otworzyć jej od środka.
- Cholera! - klnę cicho i siadam pod ścianą.
Usiłuję zignorować palące pragnienie i tępy ból głowy. Po kiego piłam tyle tego Mezcalu?! Karcę się w myślach za własną głupotę. Nie mogę pozwolić, by czerń znów mnie dopadła, więc skupiam się na zieleni, która na szczęście jest cały czas ze mną.
Czekam i czekam, czas wlecze się niemiłosiernie, wydaje się, jakbym spędziła tu długie godziny, w końcu jednak samochód zwalnia, a jego silnik gaśnie, ktoś wysiada z szoferki. Słyszę jakieś głosy stłumione przez blaszane ściany, chyba mają zamiar w końcu nas stąd wypuścić. Całą drogę obmyślałam plan...
Inni zdjęcia: 88888888888 podgolymniebem1547 akcentovaDrops & Sunset photoslove25Chapeau bas. ezekh114Miłość jednego imienia samysliciel35Wybrzeże morza czerwonego bluebird11Po przerwie liskowata248Perspektywa. ezekh114Moje nowe butki # PUMA xavekittyxKwitki z mojej rabatki :) halinam