Niedziela- minela spokojnie ;-) Czulam sie coraz gorzej. Poszlam spac z mysla ze to kac.
Poniedzialek- super bol brzucha, nerki, zoladek w sumie wszystko na raz. Na wf treningu nie odpuscilam. W sumie jakos szybko sie podnioslam do pionu i czulam ze wszystko nabiera sensu, ze w koncu zrozumialam ze to sie nie uda. Wieczorem dostaje od ciebie wiadomosci na fb ze chcesz mnie jutro zobaczyc, ze to nie tak mialo byc, ze nie zasluzylam na takie traktowanie, ze zbyt malo czasu mi poswiecales i ze bedziesz wiecej. Zasmialam sie. Brzmialo jak dobry zart. Przeciez juz bylo za pozno by to ratowac. Napisalam ze nie chce sie spotykac i ze telefon ktory zostawilan przypadkiem u ciebie mozesz zostawic w cafe a ja go odbiore. Taaa tak zwany "coffee shop", to tam spotkalismy sie pierwszy raz. Wszystko doskonale pamietam....
Wtorek- budze sie z goraczka, okropnym bolem brzucha i miesni, jest mi nie dobrze. Taaa w moim GP powiedzieli ze maja miejsce na piatek. Zostaje tylko Walking Centre w szpitalu. Juz siedze w aucie i modle sie by ta droga sie skonczyla bo czuje ze wykituje. Konsultacja z lekarzami no i wyzwiezli mnie na sale do szpitala. W pospiechu pisze ci zebys nie zostawial tele w cafe bo nie wiem kiedy bede mogla go odebrac noooo i polecialo.