Tylko "my"... Wieka przestrzeń, czujny koń i ja. Poza nami nie widac niczego... Dziwne hałasy, koń stoi bacznie nasłuchując... to tylko sarny przebiegające obok. Nie ma się czego bac, jednak kon drży ze strachu.
Mówie do niej " Spokojnie malutka, nie bój się " i ona mi zaufała, stąpała dalej unosząc wysoko, dumnie nogi. Cały czas miała strach w oczach, jakby coś miało się zaraz stac, drżała ze strachu. Przeczucie kazało mi zawrócic, ale jechałam dalej. Gdy kon zacząl ze strachu sie rzucac na boki, zawróciłam. Przeszła do kłusa. Jakby chciała uciec przed tym co jest za nią. Sama zaczęłam sie bac.... Droga powrotna była gorsza... Znacznie gorsza. Rita obracała sie za siebie czy niczego nie ma. Uszy konia cały czas nastawione do przodu, a czasami z takim przerażeniem do tyłu jakby coś ciągle za nią szło. Nagle zerwała sie i w pogoń. Czasami tak zadzierała zad jakby ją ktoś gonił a ona przerażona uciekała. Nie zamierzałam jej przeszkadzac, wojna na wodze nie miałaby tu sensu, oddałam jej rękę i pozwoliłam uciekac. Przeciez to konie mają w genach - ucieczkę.
Co to było ? Dlaczego ona tak się bała ?
Nie potrafie odpowiedziec na te pytania...