z jednej strony ciesze sie ze zapierdalam w koncu do pracy, a nie sie obijam caly czas.
mimo ze jestem typem leniuszka, to miewalam juz wyrzuty sumienia ze nic nie robie.
a teraz robie az za duzo.
nie mam czasu na nic, krotkie chwile dla siebie i bliskich.
moj luby mial racje, ze bedzie mi ciezko na poczatku.
ale przywykne, dam rade. kto jak nie ja?
jakos pogodze ze soba studia, prace i zycie towarzyskie.
propaganda juz pewnie sie psuje, bo jej nie odwiedzamy.
i do tego strasznie marudna jestem ;DDD