Ferie - ach, och... Wróćcie, było tak dobrze. Swoją drogą - niezłe ujęcie jak na aparat w telefonie.... Ale i tak zbieram na lustrzankę...I na samochód ;)
Oszczędzę Wam (tym, którzy sie wysilą na tyle, żeby coś przeczytać) cały poemat, o tym, jaka to jestem beznadziejna (a krótko mówiąc: bardzo.) i zimna, niczym to zamrożone drzewko na zdjęciu, ale cóż.
Oświecam nieoświeconych - zła kobieta jestem. Ja też zostałam oświecona - fenk ju bardzo i przepraszam.
Nie wiem, co tu jeszcze dodać, czułam silną potrzebę uzewnętrznienia się. Tyle. Teraz możecie spokojnie wracać do codziennych zajęć. A ja dalej będę wszystko psuć... =.= No...
Żegnam? Nie sądzę. Takie "wypisanie" wszystkiego z siebie całkiem przyjemne jest, porządkuje myśli. A poza tym, komputer aż huczy (tak to się pisało?) od kompromitujących zdjęć... ;)
[Genesis - Jesus He Knows Me] - ah, czemu teraz nie robią piosenek, które za 20 lat będzie się słuchać z przyjemnością?
[Toploaders - Dancing In The Moonlight] - optymizm, optymizm, optymizm - wbijam to sobie do łba.
[James Morrison - The Only Night] - ...przydałoby się jakieś neo powiedzonko na płacz, ale nie znam...coś w stylu "hie hie hie" na szyderczy śmiech.. albo moje "johoho", zamiast zużytego "hohoho".
"If this is where we ended up,
Then I refuse to be so hard on myself this time...
If everything I have is gone,
Then what is wrong in spending time with you?
I'll keep you warm, you'll hold me tight,
This might be our only night..."