Po horyzont nie widzę nic..
pustka taka..
myślę, że straciłam swoje miejsce w świecie.. jestem podrzutkiem losu.. gdzie chce tam mnie pchnie i zadowolony z siebie.. ślepy los.. nic nie widzi, nic nie rozumie..
czy ja chce dużo? zroumienia, szacunku i tolerancji.. CHCE ŻYĆ! WŁASNYM ŻYCIEM!
ale to jest raczej niemozliwe..
pracuj sama na siebie.. nie patrz na innych.. bądź szczęśliwa..
i czy ktoś myśli, że jest to możliwe??
tak nie idzie..
los jest wredny..
wszystko popsuje..
zakręci tak, że nie można się odkręcić..
światełko nadzieji? TAAA.. CHYBA JE WIDZĘ.. tak jakby przez mgłę.. trochę ciemnieje.. a może to tylko moja wyobraźnia? może światełka nie ma?
nic mnie w takim razie nie uratuje??
skazana na klęskę.. daje sobie spokój.. światełka nie ma, ratunku nie ma..
i stoję bezczynnie..
co mam zrobić?
pomoże mi ktoś?
...
brak odpowiedzi.. tak myślałam..
czyli dalej stoje i nie wiem co zrobić..
nawet przepaści nie ma żeby się w nią rzucić..
nie ma nic..
pustkowie..
WIDZĘ OAZĘ! MOŻE TAM ZNAJDE POMOC BO SAMA NIE DAM SOBIE RADY...