without words

Ostatnimi czasy przeżywam szok związany z nagłym odkryciem bliskości Szwablandu z Polską. Berlin jest naprwdę blisko. Nie to co Ameryka. To skraca podróż moich paczek o całe tygodnie. W końcu kraj płynący piwem i kiełbasami na coś się przyda. Gdyby tak jeszcze regularnie zaopatrywali swoje niemieckie magazyny w świeżo wydane święte egzemplarze DD... No tak, w sumie nikt nie spodziewał się, że to będzie aż tak rozchwytywane. A powinni.

Przejdźmy zatem do rzeczy ważnych i ważniejszych.
Zmiany. Oby najbardziej odważna, zadziwiająca zmiana bieżącego roku okazała się być udana. Jak nie to skocze z tego mostu. Hm, chyba nie mamy w Szczecinie wystarcząjco wysokich mostów. Shit. Spokojnie. Wszystko się uda. Jest zbyt ważne i ryzykowne żeby się nie powiodło. W końcu od tego zależy moje przyszłe życie.
A rzeczy ważniejsze, taaak... Nie wiem. Absurdalne sytuacje mają miejsce ostatnio. Wszędzie. Absurdalne drobne sprawy i te nie tak drobne także. Niektóre wykraczające moje granice pojmowania i przyprawiające o obezwładniająca wściekłość i irytację. A inne jedynie o zdziwienie. Może ta cała odwieczna prawda, że trzymanie się z facetami albo z 'braciszkiem' nie jest taka zła. Może naprawdę coś w tym jest. Przynajmniej nie ma niepotrzebengo stresu i podniesionego głosu.

Ostatnie dni poza tymi nielicznymi incydentami mijają niezwykle spokojnie i bez zbędnych niespodzianek. Taka nienajgorsza forma rutyny bym powiedziała. Podoba mi się to.
Sprawy, które spiętrzone, niepewne i zwykle nadinterpretowane jeszcze kilka miesięcy temu psuły mozliwość jako takiego cieszenia się życiem od jakiegoś czasu na dobre zostały zamknięte co jest jak dotąd największym plusem tego roku. Ale! Zamierzam wykorzystywać to 'porzucone ciało'. :>

I should have run away and
Act like I wasn't listening
Like something I couldn't hear
It's something I should never hear
Maybe I should have never heard your voice

150dni. Eh.
Tyle czasu, by zyskać 30 minut radochy.
I kolejne 150dni.
Ale nie ważne Glizdogonie.
To naprawdę nie ważne.