Przyznam się, że od ponad tygodnia planowałem ten wpis. Odkładałem go wciąż na później, bo on musi być napisany totalnie od serca, bez choćby odrobiny 'wysiłku'.
Zawsze byłaś. To mi przychodzi pierwsze na myśl, kiedy chcę zacząć. Zawsze byłaś, nawet jak byłem największym możliwym chamem, egoistą i potworem. Zawsze godziłaś się na mój powrót, mimo że wiedziałaś, że dalej jestem tak beznadziejny jak byłem. Może nawet jeszcze gorszy. Mówiłaś mi wiele twardych słów, które owszem, zawsze najpierw bolą, ale potem bardzo wiele uczą.
To Ty mnie ukształtowałas jako człowieka. Nikt mnie tak nie wychował, jak Ty. Terapia była trudna, długa i bolesna, ale myślę, że tylko coś takiego mogło mnie w jakikolwiek sposób zmienić. Głaskanie w głowę tylko by mnie przekonywało o mojej zajebistości, której nie było i nie ma. Dzięki Tobie bardzo dojrzałem i wciąż dojrzewam, bo wiecznie uczę się, również od Ciebie, czegoś nowego.
To wszystko co razem przeszliśmy przez te lata spowodowało, że jesteś tak wielką częścią mnie, że chyba musieliby mi usunąć serce, by pozbyć się Ciebie. Czuję, że cholernie nas to mocno zespoliło i jedyne czego bardzo żałuję, to to, że nie pozwalałem swoim egoizmem na to, by było w przeszłości więcej miłych chwil. Biorę całkowitą odpowiedzialnośc na to, że możesz pamiętać głównie te złe. Bo taka jest prawda, że ich było najwięcej.
Ale..
Pomimo tego, dalej widziałaś we mnie zalążki dobra. I dalej próbowałaś mnie nakierować na właściwą drogę.
I udało Ci się. Tamte miesiące samotności owszem, były najgorszym okresem w moim życiu, Ale to one mnie nauczyły najwięcej. Zrozumiałem wszystko, czego nie potrafiłem zrozumieć przez te lata. Zrozumiałem, że wszystko, co mówiłaś mi niemiłego czy okrutnego, powstawało z Mojej winy. Mojej. Bo to ja zawsze, ZAWSZE, pierwszy miałem pretensje. Często totalnie chore, głupie, oderwane. I z ręką na sercu teraz mówię, że miałaś prawo tak reagować, miałaś pełne prawo się bronić i lać na mnie zimne kubły wody.
Zrozumiałem ile przeze mnie wycierpiałaś i jak teraz o tym myślę, to momentalnie mam łzy w oczach.
Mam łzy w oczach, bo to na Ciebie zawsze najbardziej mogłem i mogę liczyć. To przy Tobie mogę być zawsze, bez wyjątków, sobą. Nie muszę się bać o jakiekolwiek wyśmianie, o jakąkolwiek bezzasadną krytykę. Nie muszę się bać, że zrobię z siebie głupka, bo oboje nieraz z siebie robimy debili i przy tym świetnie się bawimy.
Tylko przy Tobie mogę tak się rozluźnić, że inteligencją przypominam pantofelka. I to mi bardzo pomaga, bo zapominam o tym ciężarze, który dźwigam codziennie.
Nawet teraz, kiedy wiele zrozumiałem, dalej potrafię być dla Ciebie okropny. Było kilka takich sytacji. Owszem, jest ich setki razy mniej niż w przeszłości, ale czasem dalej występują. Pamiętam niedawną, kiedy totalnie mnie poniosła moja zła strona. A Ty? Ty to przetrzymałaś, a oprócz tego wzięłaś mnie na Skype i poprawiłaś humor... Jakby nigdy nic.. Kiedy o tym myślę, to czuję jeszcze mocniej jak bardzo jesteś ważna w moim życiu.
I chyba najbardziej mnie wzruszają rzeczy, które cicho pomijasz. To jest miara największej przyjaźni. To wszystko pokazuje, że jesteś jedyną osoba na całym świecie, która akceptuje mnie takiego jakim jestem. Nie ma słów, które mogą oddać Twoje dobro i troskę i nie ma słow, które mogą oddać moją wdzięczność za to, co robiłaś i robisz.
Kocham Cię, jako przyjaciółkę, całym moim sercem. Jesteś najwspanialszą przyjaciółką jaką mogłem kiedykolwiek otrzymać od losu. Każdego dnia, dosłownie, cieszę się, że po prostu jesteś. Że mogę wygadać się z każdej głupoty, czy chorej rzeczy i mogę choćby próbować Cię wspierać. Cały czas płacę ten dług wdzięczności, starając się być przy Tobie zawsze, gdy potrzebujesz pomocy, wsparcia, pocieszenia albo po prostu wesołej rozmowy. Pewnie nigdy nie spłacę tego, co należy Ci się bezwarunkowo, ale będę dalej się starać.
Bo dzięki Tobie jestem taki, jaki jestem teraz i dzięki Tobie mam siły, by starać się być coraz lepszym człowiekiem.
Dziękuję Dominika.
Czuję dumę i radość z tego, że jestem Twoim przyjacielem.