W końcu się zrobiło ciepło co mnie bardzo cieszy.... weekend był z jednej strony udany z drugiej to były jedne z gorszych dni w moim życiu... od szczęścia do rozpaczy... najpierw bardzo miło i beztrosko spędzony czas.... udany shopping... w końcu kupiłam sobie lokówkę ... teraz zamiast prostować będę sobie robić artystyczny nieład na głowie ...no i odrosty w końcu zrobione... nowe buty przetestowane w terenie (są cholernie wygodnie i stabile... o wiele wygodniejsze niż lity pomimo tego że są tak wysokie)
...a przechodząc do drugiej części weekendu... taaa... widziałam okropne rzeczy... miałam ochotę zabić a potem zdechnąć... jechałam sobie radiowozem i musiałam udawać że nic się nie stało... a to wszystko dzięki komu.... dzięki braciszkowi... ehhh spełnij obietnice i w końcu skończ ze sobą... nawet po Tobie nie zapłaczę, zasrany chuju... który komplikujesz mi życie na każdym kroku, zmieniając nawet głupi spacer w koszmar