" Carpe diem quam minimum credulla postero"
Oj tak dawno nic nie pisałam, prawie dwa miesiące...no ale nie było weny, nie było czasu, no raczej teo pierwszego:)
Od kąd wróciłam do domu, moje życie w końcu torchęzwolniło, czyli chyba jestem tu gdzie powinnam, z rodziną w mieście, w którym się urodziłam, w miejscu gzie poznałam co to miłość,ale także rozczarowanie, cierpienie i ból, które spowodoały, że chciałam uciec. I znalazłam te ucieczkę wybierając studia ponad 600 km od domu. To już było, nie ma sensu wracać do przeszłości, widomo nie wymarzemy jej,ale możemy nauczyć się z nią żyć, tak by nam nie przeszkadzała w naszym codziennym życiu.
Teraz muszę się z kupić na tym co jest, czyli nad studiami, no przyanm się, że nie jest łatwo, pomimo, iż to dopiero początek.
Jednak zauważam różnicę pomiędzy studiowaniem zaocznym a dziennym. Tam miałam jakoś usytematyzowany czas, a tu jak na razie mam jeden wielki chaos i nie wiem za co się zabrać, ale mam nadzięję, że w niedługim czasie wejdę w ten rytm:D:D
No tak trzeba być dobrej myśli:), to przede wszystkim.
Nikt nie powiedział, że będzie łatwo, w końcu realizuje swoje przyszłe plany i marzenia...jeśli mi się uda to będzie pełnia satysfakcji:)
A poza studiami, to chyba zwyczajna monotonia życiowa, bez fajerwerek. No może poza tym, że każdy tylko się pyta gdzie mój książe z bajki...odpowiedź jeszcze się taki nie trafił:), może kiedyś.
Na razie cieszę się z tego co mam, jestem w domu, studiuję to co chciałam, mam wpsaniałą rodiznę i przyjaciół, któzy zawsze są przy mnie....na resztę przyjdzie czas:)