photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 8 SIERPNIA 2009

Coli [*]

To właśnie... był jeden z moich niuniuchów. Coli.

            Był gładkowłosą świnką morską. Odszedł, został uśpiony,

22 Kwietnia. Nazywałam go ,,prosiak'', a raczej wszyscy tak na

niego mówili. Zauważyłam oznaki choroby 10 dni przed uśpieniem.

Byłam pełna nadzieji, że to nic poważnego.

            Zaczęło się od dziwnie ukrztałtowanych odchodów, suchych.

Do weterynarza poszliśmy dopiero 3 dnia od zauważenia dziwnych

odchodów. Weterynarz dał dwie opcje - antybiotyk i karmienie

przez strzykawkę (wtedy Coli zaczął już masowo tracić wagę, co

było dla mnie zdziwieniem, że mały w ogóle przestał jeść.) albo od

razśpienie. Oczywiście chciałam zrobić wszystko, by go uratować,

więc wybrałam anytybiotki. Weterynarz powiedział, że daje nam

tydzień. Jeśli prosiak nie zacznie sam jeść, albo w ogóle się jego stan

nie polepszy, trzeba będzie ulżyć mu cierpieniu. Przez pierwszy dzień

dawałam mu jedzenie co dwie godziny - wtedy był po wstrzykniętych

płynach i podanym antybiotyku, więc był trochę bardziej żywotny,

co sprawiło, że mógł połknąć wstrzyknięte mu jedzenie. - i antybiotyk

raz dziennie. Na trzeci dzień łykał może co trzeci wstrzyknięty

pokarm. Wtedy pod wieczór zauważyłam, że dostał normalnej

sraczki.  Na następny dzień w ogóle nie łykał. Jedzenie zostawało

mu w pyszczku, gdzieś w przełyku, i wylewało się z pyszczka.

Byłam zrospaczona. Następnego dnia, rano, dostał kolejnej sraczki.

A wieczorem, zaczął trochę skubać siana! Ucieszyłam się, choć

w głębi duszy, wiedziałam, że to nic już nie pomoże. Następnego

popołudnia, znów dostał sraczki. Tata zaproponował, abym dała

mu trochę syropu w strzykawce przeciw sraczce dla człowieka.

Dałam, ale maluch już nic nie połykał. Poddał się. Popołudniu

bezradny, w cierpieniu, z wystającymi kościami, kręgosłupem i

zimnymi łapkami, leżał w swoim ulubionym kącie w klatce, w

słońcu, jakby czekając na swój koniec. Przeżył tamten dzień.

Tego dnia, siedziałam przy nim 2 godziny, później wzięłam go

z klatki, płacząc, i wtuliłam się w niego. Mówiłam do niego,

chciałam mu pomóc, choć już wiedziałam, że to nie możliwe.

             Następnego dnia, skończyły się moje ferie, i musiałam

iść do szkoły. Musiałam pożegnać się z niunchem. Wtuliłam się

w niego, powiedziałam, że kocham, że nie zapomnę. Ostatni raz,

mogłam poczuć jego karmelowe futerko. Wtedy wystawały

obłędnie już jego kości. Pożegnałam się... i zapłakana wyszłam.

 

Choć dla Was on jest tylko małym gryzoniem, dla mnie był

czymś więcej... moim jedynym, prawdziwym przyjacielem.

Komentarze

xshagiax ejo, nową notę please ;*
18/10/2009 11:58:05
xshagiax No niestety... nic nie trwa wiecznie... [*] ; *
13/08/2009 10:27:52
rustler Wiem coś o tym. Sama mam świnkę i ona jest dla mnie wszystkim. Bardzo ją kocham i nie zamieniłabym jej na żadne inne zwierze. Gdybym go straciła, chyba bym się załamała. Z całego serca współczuje, o czym wiesz od początku.
Coli [*]
08/08/2009 12:48:05