Eh, czasy gdy jeszcze byłam kulką mocy, a na wadze z przodu pokazywało się 8 D:
ten moment w twoim życiu, kiedy jestes tak rozdarty, że głupiejesz i ogarnia cię totalna niemoc.
ważne decyzje do podjęcia, trochę hajsu do zdobycia, wiele marzeń do spełnienia.
a marzeń jest coraz więcej. kolejne cele do osiągnięcia i bariery do pokonania.
lubię Cię, mam nadzieję, że tego nie spierdolę.
początek szkoły, początek pracy, za miesiąc początek studiów.
dzieje się.
te wakacje uświadomiły mi czego na pewno nie chcę i że niektóre rzeczy się po prostu nie zmienią.
będę dobrze wspominać litry przelanej wódy i inne dobre rzeczy.
ale teraz czas się ogarnąć, wrócić do dziennego trybu życia.
miałeś kiedyś tak, że poznałeś kogoś i po tygodniu czułeś się jakbyście się znali od lat?
podoba mi się to, fascynuje mnie, kusi.
pomyśleć, że to już dwa lata. prawie, bo za miesiąc.
za miesiąc już nie będzie odwrotu, magiczna liczba pełnych dwóch dziesiątek zwiększy się o jeden.
nie czuję się staro, raczej po prostu z każdym dniem dojrzalej.
a mimo to najchętniej schowałabym się przed dorosłością gdzieś, gdzie poczuję się bezpiecznie.
brakuje nocą ramion, a rano obecności.
minęło tyle czasu, a ja wciąż nie moge się przyzwyczaić do samotności.
może właśnie o to chodzi,
że gdy człowiektego zazna raz, to później bez tego jest mu źle?
znowu się tu wylewam.
piszę tu zazwyczaj, gdy już nie daję rady,
gdy natłok złych myśli musi zostać przelany na wirtualną kartkę,
by móc oczyścić umysł.
tym razem jest inaczej.
są dylematy w moim życiu, które mnie dręczą.
być rozważną i móc stracić coś pięknego, czy
postawić wszystko na jedną kartę i stracić poczucie jako takiej stabilności, do której tak usilnie dążę?
jaką decyzję podjemę?
nie wiem,
ale wiem, że to Carpe diem między moimi łopatkami podpowiada mi co powinnam zrobić.
pożyjemy, zobaczymy.
tymczasem uciekam. niedzielne leniuchowanie wzywa, bo jutro znowu praca,
mały powrót do rzeczywistości.
K.