Tak, nieczęsto tu powracam, jednak dziś nadszedł ten moment. Znów nie mogę spać, a niebo ma kolor błota wymieszanego z popiołem i krwią.
Czerwony to kolor sezonu, udajmy więc, że nie stoję w wannie, bo to w niej mam najlepsze miejsce do selfie w domu. Udajmy też, że mam piękny makijaż zamiast podkrązonych oczu i uśmiech na twarzy zamiast grymasu zmęczenia.
Dziś nadszedł dzień zły.
I o ile myślałam w środę, że może być tylko lepiej, tak okazało się, że jednak gorzej też może być... i to tak gorzej, że się leci na pysk w momencie gdy się myśli, że krok dalej złapie się równowagę. Może Ci się wydawać, że z niewyspania bredzę. A może czujesz to co ja... Z jednej strony nikomu tego nie życzę - z drugiej zaś strony - chciałabym, aby każdy, kto próbuje być ekspertem od czyjegoś życia poczuł to, co ja czuję teraz.
Kurwa mać.
Miałam być kobietą z klasą... a raczej chcę, chciałam, nie wiem już czy myślę w czasie teraźniejszym czy przeszłym...
Tak wiele słów z poprzedniego wpisu znalazło pokrycie w rzeczywistości, to się tak wszystko pięknie dodaje... a ja nadal nieświadoma potęgi prawa przyciągania brnę w to, co wtedy napisałam. Uniwersalne to będzie i ciągle aktualne. Nikt nie jest na zawsze. Nasze dni są policzone.
Wiesz co mnie wkurwia? Mój strach przed asertywnością. Czas przestać się bać. Ty też nie musisz się bać (ani żyć hihihihi). Ale tak serio, bo ostatnio moja jasno postawiona granica zakonczyła pewną toksyczną relację i mi to dało naprawdę dużo spokoju i radości mimo, że bałam się jak cholera.
Z doświadczenia wiem, że im bardziej czegoś się boję, tym lepiej na tym wychodzę. Nie przestanę się bać podejmować decyzji, po prostu zacznę je podejmować.
Kisski lofki forevki
K.