jeśli tak gdzieś około ostatniego weekendu ktoś widział mój opis na gg: "nie ma to jak wywalić się, rozwalić sobie palca i jechać na zszycie", a za bardzo nie wiedział o co chodzi, to już opisuję...
byłam sobie, jak to zwykle bywa w wakacyjny weekend, na działeczce, spotkałam się z moimi ziomalkami dwiema Kaśkami, no, i trochę poszalałyśmy, ale nie chodzi o alkohol, bo nie lał się strumieniami, tylko tak ogólnie...:[tanczy]
wstąpiłyśmy przy okazji na ognicho do mojego kuzynostwa, trochę posiedziałyśmy, pośpiewałyśmy i pogadałyśmy:[damyrade]
po godzinnym pobycie przemieściłam się w miejsce "tam gdzie król chodzi na piechotę", ale zanim doszłam to się potknęłam o ognichowe belki i zaliczyłam glebę... poczułam, że dziwnie mi jakoś w palcu, ale nie zwróciłam na to uwagi, no, i jak doszłam spowrotem do ogniska, to dopatrzylam się, że mam całą rękę we krwi, a na kciuku dużą ranę ciętą...:[szok] wszyscy mnie zaczęli usokajać, ale takiego szoku jeszcze w życiu nie przeżyłam...:(
Kasia S. nadała rytm "akcji ratunkowej"... trochę się jeszcze działo, koniec końców, całą byłam we krwi i musieliśmy jechać do szpitala na zszycie:[placze] nie chciałam za nic na świecie, ale mnie zmusili:[zly] no, ale teraz se myślę, że dobrze, że mnie zawieźli, bo nie wiem, jakby mój paluch sam dał radę się zagoić... a teraz się paprze, bleh:[placze]
ja chce, żeby już był wygojony(!):[placze]