Jeeej... Już rok mnie tam nie było. Strasznie sie stęskniłam za tymi skrzypiącymi podłogami, szafą, która sie sama otwiera, wkurzającą kanapą... za jeżdżeniem lewą stroną ulicy, za żółtymi rejestracjami... za tymi spacerkami nad rzeką, włażeniem na 3 metrowy murek by pooglądać sztuczne ognie... :) Hahaha. Pamiętam jak jakiś gościo sie przestraszył naszych wiszących nóg. ;D
Lubię tam być. Sałatka grecka wychodzi mi lepsza, oliwki lepiej smakują. Śmieję się więcej, czuję sie szczęśliwsza.. Czas płynie inaczej. Jak w innym świecie.
A bilet... W dwie strony.
Cholera, nie lubię wracać... ;/