Dziewiętnasty dzień marca.
Pamiętam.
Anioł dwudziesty drugi urodził się z pióra.
Ma suknię do kostek i skrzydła na sznurkach.
Jesienią na ławce siada przy mnie
i sączy kawę jak ja-śmiertelnik.
Posłaniec Boga bierze mnie pod skrzydła,
architektem staje się naszej codzienności.
Buduje dom na skale, gotyckie świątynie
i półkę w nich na moje kapcie.
"Bądź pozdrowiony!"- woła do mnie,
co z Goliatem walczyłem przed wiekami.
"Któż jak Bóg" do raju nawraca.
Pióro po piórze poznaję go,
od stop po złotą aureolę.
Anioła, co przy opłatku ze mną płacze,
troski me i uśmiechy pieści piórem
i błękit zamiast mnie kocha.
A gdy do Boga mówi- klęczy
i gra z Panem w otwarte karty.
Ten sam w trąby dmie na kataklizm.
Potem zaś otacza kordonem czarów.
Żyje w zgodzie z sumieniem,
wyzdrowiał, ocalił duszę, nie boi się śmierci.
Zabija mnie i wskrzesza.
Aniele dwadzieścia dwa, zrodzony z pióra!
Nade mną stąpaj, stróżem bądź
cierpliwym, łagodnym, bliskim, silnym, sprawiedliwym .
Teraz i zawsze,
jak było na początku,
choćbym szedł doliną ciemną,
a usta Twoje zapomniały mego imienia.
Aniołem stróżem... niewinny i bezcielesny.
21/02/2014