Zadał jej pytanie "Czy da się zbudować szczęście na cudzym nieszczęściu? Czy nie trzeba będzie za nie zapłacić na ziemi, a już z pewnością w niebie? Ona próbowała powiedzieć, że jej niebo jest teraz na ziemi, że poczuła się szczęśliwa. Czy można pielegnować egoistyczne szczeście, nie oglądając się na innych? Przyjacielu, a czy ci inni biorą nas pod uwagę realizując własne szczęścia, czy Ty jesteś szczęśliwy i bez winy, żeby móc mnie osądzać? Była ciekawa co jej odpowie, długo milczał &&. Kto ma prawo do szczęścia? Ona, on &.. on, ona?
Czyjś, czyjaś &&. niczyja, swoja, a może jego?
Trzymał ją za rękę i ocierał łzy, kiedy umierała z tęsknoty i żalu, mówił Szczęście przyjdzie, obiecuję Ci. Ale kiedy przyszło, zapytał, czy ma do niego prawo?
Nie wiem przyjacielu, ale chcę spróbować.
Mam faceta, własne mieszkanie, pracuję, studiuję.... Niby nie powinno być lepiej... A ja? Mimo wszystko, nie jestem szczęśliwa....
Najgorsza jest w tym wszystkim "odległość"...podróż powrotna pociągiem, ten brak ich bliskości... Nienawidzę tego! Nienawidzę tego powrotu do codzienności... później to czekanie i myślenie- byle do jakiegoś weekendu, byle ich zobaczę, przytulę się, byle będą blisko...
Na szczęście mamy telefony, mamy internet... niestety to nie to samo..... ;( ;( ;(
Tęsknię ;( bardzo