Pozostałe zdjęcia widoczne dla użytkowników posiadających konto PROKup konto PRO
Informacje o karambolizacja
O sobie:
Tekst o mnie :)autor: Przemek Staroń
Łukasz Siatkowski
Na początku Bóg stworzył psychologię.
Psychologia miała mieć moc wyjaśniającą świat. Nie miała. Moment odkrycia tej iluzji skierował moje kroki na kulturoznawstwo. Trzeci rok moich studiów zapowiadał się zatem ciekawie, o wiele ciekawiej niż poprzedni, bo zaczynałem drugi kierunek. Ponieważ pod koniec września trafiłem do szpitala, inaugurację roku przeżyłem całym swym jestestwem, szczególnie ciałem – gdy moi przyszli koledzy i koleżanki mierzyli siebie wzrokiem i w ciągu pierwszych sekund decydowali, do kogo zagadać, ja leżałem wygodnie na stole (?) i mierzyłem wzrokiem przyrząd do USG, który penetrował przestrzeń moich powłok brzusznych.
Przestrzeń, takie ciekawe słowo.
Przybyłem na studia dopiero piątego dnia i musiałem wejść w przestrzeń dla siebie nieznaną, całkowicie nieznaną, gdyż sala wykładowa kulturoznawstwa (tak, sala, nie sale – KUL jest biedny, a raczej przedsiębiorczy inaczej) została wyrwana piwnicy. Była to przestrzeń nieznana dla mnie fizycznie – ale także mentalnie. Nie dane mi było bowiem nikogo zawczasu mierzyć wzrokiem, musiałem wejść i znieść spojrzenia nowej grupy społecznej, której właśnie stawałem się częścią. I pamiętam ten moment doskonale, jak spojrzałem od razu na siedzących w pierwszej ławce – wśród nich uśmiechał się taki sympatyczny chłopak, z trochę dziwnie pochyloną głową. Wygłupia się? A nie, przepraszam, tu nastąpił moment zawstydzenia, przecież on jeździ na wózku. Biedny inwalida. Dobrze, że się chociaż uśmiecha.
Miałem ochotę go poznać, porozmawiać z nim, bo sprawiał jakieś takie fajne wrażenie. Byłem wtedy dumnym i wiedzącym-absolutnie-wszystko-o-człowieku-i-jego-psychice studentem III roku psychologii, więc w zuchwałości swojej zapewne musiałem pomyśleć, że dla takiego chłopca rozmowa z psychologiem będzie bardzo przydatna.
Minęło kilka dni. Szedłem właśnie na jakieś zajęcia, gdy nagle Łukasz – bo tak było na imię temu biednemu-chłopcu-na-wózku – zapytał mnie, czy mi pasuje spotkanie jutro. Ja na to, że tak, oczywiście. Nie wiedziałem, o co chodzi, ale wystrzeliłem jak z procy z tą odpowiedzią – nie rozumiałem zupełnie pytania, odpowiedzi ani tego, dlaczego pytanie wydało mi się zupełnie naturalne. Potem się okazało, że Łukasz, introwertyk z natury i ekstrawertyk z wyboru, poprosił kogoś o namiar na mnie, po czym wysłał sms-a, ale zrobił błąd w zapisie numeru. Nie dostał odpowiedzi, upewnił się, a ja na to – ależ oczywiście.
Gdy szedłem do niego do domu, zastanawiałem się, co mam mu powiedzieć, o czym rozmawiać, ej ale pytać go o ten wózek? Może nie wypada… Gdy jego mama otworzyła mi drzwi, akurat wychodził ich sąsiad, który spojrzał na Łukasza i zawołał:
- No to siema, Nóżka!
Kiedy uświadomiłem sobie syntaktykę, semantykę i pragmatykę jego wypowiedzi, uznałem, że cała kategoria ułożona grzecznie i na zawsze w mojej głowie „LUDZIE NIEPEŁNOSPRAWNI” rozsypała się niczym ona.
Przez następne kilka miesięcy poznawałem człowieka, który łamał wszelkie możliwe stereotypy o ludziach niepełnosprawnych. Odwiedzałem Łukasza, rozmawiając o życiu i absurdzie, tylko akurat z Nóżką absurd życia kończył się śmiechem, głośnym, tubalnym, połączonym z udawaniem przez Łukasza człowieka-roślinki.
Chodziłem (jeździłem?) z nim na egzaminy, wcześniej wspólnie nadając koniecznej do przyswojenia wiedzy nowe aspekty. Platon stawał się dzięki temu bardziej realny, mity greckie jeszcze bardziej komiczne, a łacińskie paremie zyskiwały nowe znaczenia. Historia filozofii była śpiewana na melodię Litanii loretańskiej, korzenie judaizmu przyprawiały o ból brzucha i przepony naraz, a wykładowcy mieli problem, gdy nie wiedzieli, jak nas zagiąć. Na egzaminie z kultury antycznej padło pytanie o syna Peleusa i Tetydy – Łukasz nie wiedział, że to Achilles, więc dyskretnie poklepałem się po stopie, na co ksiądz profesor Eckmann rzekł: nie podpowiadać.
Ale to, co mnie w znajomości z Łukaszem urzekało najbardziej, nie wiązało się z łamaniem s