Jak to delikatnie ująć? Hm..moja (pseudo)fotografia schodzi na psy. Tak, na psy, to zdecydowanie dobre ujęcie, bo nie lubię wszelkich psów...no dobra, może labradory, czy husky lubię. Oświadczam wszem i wobec, że jestem szczęśliwym człowiekiem i jakiekolwiek gówno mi zrobicie, nadal będę szczęśliwa. A więc, dzień Szczęśliwego Człowieka, wygląda w sposób następujący: wstaje sobie z łóżka i już na jego widok, wstaje słońce! Uśmiecha się promieniście i wygląda przez okno, doglądając, czy 10500 km dalej, jej ukochany sobie smacznie śpi. Jest pełna nadziei, że tak. Leci do miejsca spotkań, czyli kuchni i mówi: siema rodzinko. Rodzinka się uśmiecha i robi swojej córusi śniadanko, ponieważ córusia nie ma rączek, ale za to ma buzię, którą prosi o żarełko. Dostaje żarełko i dziękuje. Obskakuje i gada z każdym członkiem rodziny, pamięta o wszystkich rzeczach, które ma zrobić i wie, że je wykona. Nie może się doczekać, kiedy w jej ręce wpadną mega hiper super kolorowe lowe legunsy. Jedzie do szkoły. Potajemnie stwierdza, że mogłaby codziennie mieć pracę klasową z angielskiego i pisać wypracowanie z polskiego, które nie zawiera rozprawki i ma dowolny temat. Wybiera sobie list do lisa w imieniu Księcia i szczęśliwie zakańcza pracę: "Mam prośbę...jeżeli spotkasz człowieka-lotnika, przekaż mu, że baranek nie zjadł róży. Oswoił się z nią". Na wf, siedzi sobie sama oglądając latające piłki, lecz się nie nudzi - ja się nigdy nie nudzę, pamiętajcie. Co najwyżej jest mi niezręcznie, ale NIGDY SIĘ NIE NUDZĘ. Bo ja myślę. Obmyśla i wymyśla plany, historia. Wyobraża sobie te wakacje, wyobraża sobie samolot lądujący na lotnisku w Poznaniu, szeroki uśmiech, "wow" i lekki skok prosto w ramiona mojego 'lovely'. Ja niewiem, jak Wam mówię, że Jimmy przyjedzie, to mnie wszyscy wyśmiewacie. Jesteście brutalni. JA, nie julienowa, Julien - nie wyśmiewam Waszych marzeń, trochę uczciwości się należy.//Wychodzi ze szkoły, Helen daje jej denerwującego, obślinionego, kochanego buziaka w usta, a potem wsiada do samochodu i mówi: "cześć mamuś". I się szczerzy. Nakłada okulary, które nasycają wszystko dookoła i jedzie do domciu. Tam je obiadek - hahha hihi huhu. A potem jedzie do MDK. Jest 15.20 i nie ma nikogo, o co chodzi? Ale się nie przejmuje. Jakiś pan cudownie gra na gitarze, na sali, a w sali plastycznej słuchają metalu, co komponuje się wspaniale, mimo, że gitarzysta (któremu potem powiedziałam, że gra wspaniale i też bym tak chciała) nie słyszał tamtej melodii. Mmmm..przyszli. Niektórzy dostają średniowieczne stroje - Travka vel Jagienka, przez całą próbę wygląda w niej uroczo. Robiąc "baikę", wszyscy się kłócą, ale bywają gorsze dni. Potem "legendua", trrrwa, trrrwa, a tu sobie wchodzi kto? Rajtka jedynej królowej, Rajtka Dody, Gabi Babi Gabs. Wow. Gabi wygląda bardzo wspaniale całościowo i jeszcze lepiej, uwielbiłam sobie jej głosik i stwierdziłam, że też chcę taki mieć, ale to nie możliwe. Gadu Gadu i wchodzi sobie jej wyczesany chłopak, który idzie do kibla :o a potem do sali plastycznej. Jest fajnie. Potem Gabiiii sobie idzie na tramwaj, a ja sobie idę samochodem do domciu. Potem sobie się uczę Salsy i doszło do tego, że niewiem, które kroki podstawowe są właściwe, a które wymyślona. "A co tam - rzekłam do siebie - Jimmy mnie nauczy, no nie?".
So bye for now, Hope you're well, See you soon, Love from - Jagglebre
i jeszcze xoxo (z gorącymi pozdrowieniami, dla Gabsa!!! :)