Nie lubię tego, że nie mogę się zebrać do kupy, żeby isć spać. Żeby się pouczyć. Zaraz matura, a ja jestem totalnym głąbem. Zarazem egzamin zawodowy, a ja jestem nim cholernie znudzona. Ostatnio jestem wszystkim mega znudzona, nudzi mnie kładzenie się samej spać, nudzi mnie wstawanie rano do szkoły, nudzi mnie jazda tramwajem, nudzą mnie lekcje, nudzą przerwy, nudzi cały ten czas bez skarba. Może to i dziwne, może niewłaściwe, może małe uzależnienie, może, nie wiem. Ale co ja poradzę, że chciałabym przedłużać każdą wspólną chwilę, a wskazuwki zegara przesuwać w przód, gdy jestem sama? Może moje marzenia, zmieniają się po coichu w odległe plany, których się boję, a jednocześnie tak pragnę, tak bym chciała dotknąć je ręką, posmyrać, zasmakować, może trochę wypróbować. A czas czekania mi się dłuży. Choć jednocześnie - na co go przyśpieszać? Młodość jest jedna, ponoć też jest piękna, choć w moim przypadku trochę męcząca, nieco rąbnięta, gdzieś tam się losowi coś pomyliło i taka już moja egzystencja. Ale te chwile przed snem, myśli, marzenia... Ach piękne, piękne.