Na weselu of kors było dość fajnie. Od 21 do 4 potańcówka. Po 5 dostarliśmy do Piły. Jedzenie wylewało się dwoma stronami. Chusteczki idealnie się palą-testowane. 20 min. rozmowa wiadomo z kim. Moi słitaśni kuzyni. Bardzo idaelany kamerzysta i jeszcze bardziej fotograf. Śmiechu co nie miara. Sexofniaste jezioro łabędzie. Skarpetki ze snoopim, spadająca spódnica. Cóż nie chce mi sie zbytnio opisywać, gdyż muszę się ogarnąć, gdyż na poprawiny trzeba jechać. Po za tym dostałam jedzeniowego wstretu, za dużo, oj za dużo. Narazie :>
PS. od dziś opiekuje się fotoblożkiem Olci :KLIK.