na zdjęciu Adu, która jest taka śliczna, że nie mogę.
No więc, nie wiem ile razy to jeszcze powiem, ale wczoraj było mega jak nie wiem co, chyba będę to mówić, póki nie będzie powtórki. Pierwsze podejście do wstanie w dzisiejszy poranek odbyło sie o 7:04, ale, że Gosia o tej porze miała jeszcze za ciężki tyłek, żeby się zwlekła z łóżka, ostatecznym podejściem była godzina 9:48. Moja mama wpadla na arcygenialny pomysł [chociaż, powiem szczerze, że ona ma same takie pomysły], żeby zjeść na śniadanie tortille. Spoko loko tortille zjedzone, Gosia, zatapiała poźniej swoją depresje w bloku czekoladowym. Nie wiem ile wczoraj gadałyśmy o tych miłościach, ale niby mi humor to poprawilo, a niby toć nie. Jaki mamy chytry plan. Mam ała na rękach, jestem pogryziona, ale po tych wydarzeniach czuję sie wpaniale. O 17:30 idziemy się napalać na Harrego Pottera, który mnie nie lubi, a będziemy siedzieć na sexofnej kanapie w ostatnim rzędzie na środku, a teraz idę się lansować w TESCO [czad 3] cześć i czołem, jutro zdjecia :>