może sęk w tym że za bardzo ufałam . zbyt szybko uwierzyłam w jego uśmiech i niebieskie tęczówki , które zdawały zdradzać jego udawaną duszę . może niepotrzebnie pozwoliłam na pocałunki po wystających obojczykach i bladej szyi , która naiwnie krzyczała o więcej . przekręcenie kluczyka w sercu , i wydanie pozwolenia na jego częste wizyty było błędem . cholernym błędem , którego co najgorsze nie żałuję . chcę powtórki , nawet kiedy wiem że skończy się tym samym .
zbyt często obdarzam ludzi zaufaniem. zbyt często wpuszczam ich do serca karmiąc się ich fałszywością , którą doskonale ukrywają . po jakimś czasie zostają tam tylko porozbijane okna i wazony . rysy na podłodze i rany , które żałośnie próbuję zwalczyć kubkami kawy , i poduszkami , które służą mi za moje chusteczki .
najgorzej jest wtedy kiedy nie wiem co robić . kiedy rozum krzyczy , abym zwolniła . przestała siadać niedaleko niego , i ewidentnie skończyła z obsesyjnym wypatrywaniem jego sylwetki . kiedy protestuję przeciwko zapisywaniu jego rys twarzy , i dwóch nieśmiałych dołeczków , gdy tylko się przelotnie uśmiechnie. kiedy krzyczy , każąc mi nie śnić o nim każdej nocy , i abym nie darzyła go tak ogromnym uczuciem. krzyczy , ale nie ma na mnie żadnego wpływu . nie wymażę z mojego serca wszystkich uśmiechów , i namiastek szczęścia , którymi mnie obdarował , choć zapewne zupełnie nieświadomie . to on jest moim sensem , - moim 'wszystkim' .
to był czymś więcej . czymś pomiędzy przelotnymi spotkaniami naszych ust , a za szybko bijącymi sercami , które niezaprzeczalnie należały do siebie . czymś , czego nie dało wyrazić się kilkoma zdaniami . czymś więcej niż trzymanie za rękę przy minusowej temperaturze czy ściskanie się pod kołdrą w jego pokoju . czymś , czym żyłam . czymś , co było moim sensem , przepisem na lepszą kawę i dzień z posypką nazwaną jego uśmiechem .
wracała codziennie z parą szpilek w rękach mając jeszcze w ustach smak drinków , które wypełniały jej całe ciało . uśmiechała się krzywo do zaspanych rodziców wlekąc się na czworaka po schodach . docierała do swojego pokoju rzucając butami w kąt . zsuwała z ramion sukienkę czołgając się prosto do łóżka . nie musiała nikomu nic tłumaczyć , - widzieli sami . nie radziła sobie .
to co teraz wydaję się nam trudne - kiedyś będzie tylko wspomnieniem , które zatrze się gdzieś w pamięci przypominając o sobie co jakiś czas przy lampce wina w mroźne wieczory . może kiedyś , to co dziś dzieję się w moim sercu będzie tylko małym draśnięciem , które przypudruję czyimś uśmiechem i ramionami . może kiedyś będę szczęśliwa nawet kiedy za oknem będzie prószył śnieg , a w szafce zabraknie mojej ulubionej kawy .
był moim wzorem na niezaprzeczalne szczęście . otuchą , oparciem i uśmiechem . moim sensem . wszystkim czego potrzebowałam , aby żyć . moim każdym oddechem , a nawet każdym mrugnięciem oka . był ważny dla mnie ze wszystkimi zakamarkami duszy i z całą tak zwaną paletą wad , która dla mnie była czymś na kształt zalet . był tym dla kogo potrafiłam zrezygnować nawet z ulubionej przesłodzonej kawy czy porannej kąpieli z pianą , a każdy kto mnie zna , potwierdzi że to wcale nie takie proste . był kimś dla kogo potrafiłam zrezygnować z własnego szczęścia , aby widzieć jego zadowolony uśmiech pod koniec dnia i czuć się tą jedyną choć przez chwilę .
jedno głupie podniesienie głowy . jeden krok i jedno spojrzenie . o tysiąc razy więcej westchnień pomieszanych ze szczyptą uśmiechu na wargach . On , gdzieś pomiędzy setką innych . jego oczy zwrócone właśnie na mnie . na moje policzki , które jak zwykle wszystko zdradziły różowiejąc . całkowity brak kontroli nad sercem i ręką , która spazmatycznie kierowała się w jego stronę , aby w końcu poczuć ciepło jego dłoni . ciche przywitanie rzucone przez jego znajomych i gorący oddech na karku , który mógł należeć tylko i wyłącznie do niego .
prosimy o komentarze i "fajne"
dziękujęmy ;)