Nie lubię gołębi.
Fot. Paulina Cioch
Żył sobie raz człowiek, który sam dla siebie był idolem. Robił wszystko to co jego idol. Pewnego dnia jego idol postanowić popełnić samobójstwo. Opasał sobie anakondę na szyi, by ta go udusiła i zjadła. Człowiek zrobił to samo. Ale idol go oszukał - był opasającym go wężem! Okazało się, że człowiek też jest wężem. Tak naprawdę to wąż sam się udusił i zjadł.
Po pewnym czasie na kanapie odeszły wody. Po czym matka urodziła syna, który równocześnie był swoją matką. Miał na imię Krzysiek. W swoim dalszym życiu spotkał Bartka. Bartek był kolegą bez imienia. Bawili się razem. Krzysiu uwielbiał to, ponieważ miał w dzieciństwie psa bez imienia.
Pewnego dnia wrócił do domu. Spotkał tam psa. Nie do końca czy to jego pies, więc zapytał go jak się nazywa. A, że pies nie miał imienia, nie mógł powiedzieć swojego imienia. Krzyś wygonił psa. Ale nie wiedział, że pies jest trędowaty i lubi kopać doły.
Któregoś dnia pies zapomniał o swojej chorobie i postanowił pokopać doły. Jednego tak mocno uderzył, że nodze odpadł pies. Noga i dół byli w szoku i czym prędzej oddalili się stamtąd innym wektorem. Noga biegła i biegła, aż ze zmęczenia odpadła jej noga. Natomiast dół szedł sobie i wpadł na kolegę, nawet nie zapytał, co tam, tylko wyszedł z niego.