Wczoraj, po 6,5 roku, odeszła ;( ...
Mam zwałę... Nie mogę się z tym pogodzić, pomimo iż wmawiam sobie, że prawie 7 lat to u królika włąśnie ta granica... Tyle, że łatwiej bym to przyjęła do wiadomości, gdyby po prostu pewnego dnia ze starości 'zasnęła'... A biedaczka męczyła się. Wszystko stało się tak szybko... Jeszcze kilka dni temu wszystko było w porządku, biegała, kicała, jadła, bawiła się... W czwartek zauważyliśmy, że ma lekko opuchnięty policzek... Potem zaczęło, w zastraszającym tempie puchnąć oko i cała prawa część mordki... Biegiem do weta... RTG, badanie... Żadnych guzów na kości, żadnych ropieni - NIC! A stan coraz poważniejszy... Być może coś na tkankach miękkich, ale nie ma jak tego sprawdzić... Dostała antybiotyk i znieczuloną zawieźliśmy do domu... Po wybudzeniu ledwie jadła, wieczorem zaczęła ciężko oddychać... Nadal opuchnięta... Żadnej poprawy. Wiedziałam, że rana już może nie dożyć :( I tak niestety się stało :(... Nie wiadomo, co to było, lekarz stwierdził, że prawdopodobnie nowotwór...
Ech...
:(
Lola ... [']