Być może zdjęcie - jak zwykle zresztą - jest zupełnie nie na temat i nie związane z tym, o czym chyba mam zamiar napisać, ale niestety innego nie mam, bo nie latam z aparatem na stadion i nie robię zdjęć tyłkom żużlowców (chociaż niektóre są całkiem, całkiem!)
Generalnie - DPŚ
Leszno na parę dni faktycznie zmieniło się nie do poznania. Stało się "światową stolicą speedwaya", aczkolwiek z tym określeniem też bym nie przesadzała. Rozglądając się na wszystkie strony i słuchając rozmów między ludźmi, można było usłyszeć obce akcenty i obce języki, co jest tutaj raczej niespotykane. Chodząc po naszym zacnym Town Square, można było spotkać osoby powszechnie znane (głównie dlatego, że Leszno żyje żużlem), błądzące po nim bez butów, biegające, tudzież zaznaczające swoją obecność w jeszcze inny sposób - pozostawię to bez komentarza.
Nie będę ukrywać, że parę takich sytuacji i mnie samą znacznie postawiło na nogi :D
Jednak nie o to tu głównie chodzi.
Wszędzie pałętali się ludzie w biało-czerwonych koszulkach, czapkach, szalikach, bluzach, z flagami w ręku również w tych samych barwach. Cóż - patrioci, podobno.
Pomińmy fakt spodziewanej wygranej Australii w barażu oraz megaulewy w sobotę i godziny, na którą zostały przełożone zawody.
TAK, kibicowałam Australii
NIE, nie chciałam, żeby Polacy wygrali
Sami musicie przyznać - Australijczycy byli od samego początku lepsi. Co prawda i Davey i Troy dali z siebie 70%, podczas kiedy reszta pojechała na jakieś 110.
Gdyby nie ich błędy pod koniec, chociażby ten, że sami na własne życzenie pozwolili Polakom użyć jokera + gdyby nie sam joker (który zresztą nie jest sprawiedliwy i wcale nie świadczy o tym, czy ktoś jest lepszy czy nie), oraz Wielki Bohater Dnia (hahaha!) Gollob, niczego by nie wskórali. Wygrali, owszem, ale była to wygrana nie do końca zasłużona i strasznie naciągana.
Brawa również dla wszystkich, którzy wygwizdali swoich UKOCHANYCH żużlowców, kiedy nie do końca im wychodziło. To naprawdę świadczy cholernie o tym, jakimi Polacy są cudownymi i lojalnymi kibicami!
Owszem, nienawidzę pseudopatriotów i sama patriotką nie jestem nawet w 10%.
Co prawda nie jestem Anty, po prostu coś musiało się stać, żebym do tego stopnia zaangażowała się w Australię.
Poza tym to Shake'n'Bake i powitajmy osłabioną obsesję z powrotem.
To już zdecydowanie nie jest to samo, bo wszystko odwróciło się o 180 stopni, ale nie daje spokoju.
Nie wiedziałam, że można w ten sposób tęsknić i w ten sposób odczuwać brak
To jest tak samo dziwne, jak sama kwestia zbliżania się do siebie tą drogą, mimo tysięcy kilometrów
Jednak trzymajmy się faktu, że marzenia się spełniają
Tej jednej, najważniejszej obietnicy również.
Poza tym everything happens for a reason.
A tym czasem kontynuujemy pisanie listu.
Everybody's watching you now
Everybody waits for you now
What happens next?