"Koniec jest blisko"
Nic się nie stało. Po całej tej wylewnej przemowie, całym napięciu jakie uniosło się wokół Czerwonego, oblepiając go długimi ramionami, nic się nie stało. To był po prostu zwykły blef, zagranie pełne rozpaczy i desperacji. Człowiek w czerwonym płaszczu był o tym przekonany. Zresztą pierwsze pęknięcie było prawie niezauważalne. Delikatna niczym pajęcza nić szczelinka powstała na zgarbionych plecach strażnika. Drugie było już bardzo wyraźne i wyrwało zabójcę z błędnego przekonania, że nic mu nie grozi. Próbował kontratakować, w myśl pewnej starej zasady o najlepszej obronie. Ostrza ze świstem wbiły się w korpus Haokla, lecz ten przyjął je chętnie, z uśmiechem. Zupełnie jakby czekał, aż ktoś pozbawi go nędznej egzystencji. Nie chciał jednak wcale oddawać jej tanio. Postanowił zabrać psa Losu ze sobą. Destriktif Chyen Linivč zawyła potępiona istota, chwytając swą ofiarę za ramiona. Mugen próbował się wyrwać, uwalniając Kringe w nagłym wybuchu, lecz zdołał tylko upaść tuż pod nogi demona. Drewniane ciało szarpnęło się, rozrzucając członki na wszystkie strony i rozpoczynając przedstawienie destrukcji. Ogromne kilkunastojardowe kolce wystrzeliły we wszystkie strony, krusząc i miażdżąc wszystko na swojej drodze. Granitowe ściany twierdzy padały niczym płatki zwiędłych kwiatów. Grube mury nie stanowiły żadnej przeszkody dla dzikiej siły natury, wzmocnionej wolą rozszalałego demona. W ciągu kilku sekund wspaniały zamek Krogulca zamienił się w perzynę. Krajobraz wyglądał jakby w samym jego środku wyrosłą ogromna czarno-bura róża, najeżona kolcami. Gruz sypał się w dół zboczy i tworzył kolejne lawiny, zasypujące morderczą falą całe doliny u podnóża góry. Pośrodku tej morderczej karykatury kwiatu, niczym źródło śmierci tkwił na wpół rozerwany Haokl. Ogromny kolec oderwał część jego zdrewniałego korpusu, razem z ręką. Zawieszony tak pomiędzy swymi własnymi dziećmi, śmiał się wesoło i szyderczo, a zarazem gorzko, bo wiedział jak wiele poświęcił i, że jeszcze więcej stracił. Nie mniej, radowała go śmierć tego, który odebrał mu sens istnienia. Jedyną istotę, która budziła w nim jakiekolwiek uczucia. Znowu był sam pośród pustki, ale chociaż uspokoił nieistniejące sumienie. Gdzieś pomiędzy gruzami, otaczającymi go niczym morze poszarpanych głazów, przyciśnięte było zawiniątko z resztkami jego pana, jego wybawcy. A przynajmniej byłoby gdyby nie ściskał go właśnie Demon w czerwonym płaszczu.. Mugen'a uratowała tylko interwencja jego wewnętrznego przekleństwa. Pierwszy z ogromnych kolców rozerwał go prawie na pół, przebijając się kilka kondygnacji w dół. Wtedy uwolnił się On. Czerwony poczuł to tylko ostatnim tchnieniem świadomości. Bestia wyszła z ukrycia, ale nic już nie można było począć, Czerwony osunął się tylko w ciemność, wypełniając lukę po swoim Demonie. Strażnik drzwi z wyrazem całkowitego przerażenia wpatrywał się w postać, która kroczyła w jego stronę. Połowa torsu i lewe ramię zabójcy pokryte były smolistym, prawie że lepkim mrokiem. Czernią samej otchłani, nicości i pustki. Gdyby nie okoliczności Haokl mógłby poczuć się jak w domu. Miast tego jęczał coś tylko niezrozumiale, próbując zrozumieć. W ciele zabójcy Losu ziała ogromna dziura, ręka pokryta czernią byłą nienaturalnie powykręcana i chyba tylko owa czerń utrzymywała ją przy reszcie ciała.
Ty nie masz prawa żyć... Przecież wszystko zostało zniszczone. Poświęciłem nawet ciało mojego Pana, tylko po to by cię unicestwić! - zawył bezsilnie stwór. - Widać, że masz sobie jednak więcej z psa niż myślałem, gdybym tylk... - urwał, gdy mroczne ramię chwyciło go za pozostałości głowy.
Nic nie wiesz o samotności. Nic nie wiesz o nicości. Nic nie wiesz o ciemności. - Głos rozlegał się jakby zewsząd, nie mając konkretnego źródła. Będąc uosobieniem woli Bestii po prostu rozbrzmiewał. Mimo to, czuć w nim było niezmierzony gniew i złość. Mugen powiedziałby pewnie, że nawet żal, gdyby mógł to usłyszeć. Jednak uczucia Demona pozostały dla niego zagadką, bowiem On kończył już swoją tyradę.
A przede wszystkim nędzna istoto, nic nie wiesz o Nieskończoności!
Głośnemu trzaśnięciu towarzyszyły rozbryzgujące się we wszystkie strony drzazgi i kropelki żywicy.
Człowiek w czerwonym płaszczu obejrzał się po raz ostatni na piękny, dziki kwiat wyrosły na zboczu góry. W jego centralnej części ziała czarna wyrwa. Tam Haokl został uwolniony od samotności. Tylko tak da się od niej uwolnić pomyślał Mugen, odwracając się. W ręku ściskał woreczek z cennym trofeum, które wydobył ze strażnika oraz z rzęsami Krogulca. Śpieszył się by potwierdzić wykonanie swojej misji. Śpieszył się, bo jego dłoń wciąż paliła ciemnym płomieniem..
Ps. To już raczej koniec tej retrospekcji/spin offa, mam nadzieję, że się podobało, że wniósł coś ciekawego do reszty opowiadania. W tym, dość krótkim niestety, kawałku możecie doszukać się paru delikatnych metafor, mam nadzieję, że się spodobają. Tymczasem do następnego, w którym szykuje się wielki powrót do głównej fabuły.
Ps2. Co byście powiedzieli na jakiegoś LARPa, kiedyś w świecie Cadavero?
Ps3. Jako pytania możecie rozwiązać nazwę techniki i ew. znaleźć metaforę w ostatnim zdaniu wypowiedzianym przez Demona.
imć Frycu the Lord