Krem po irlandzku, czyli pyszna kawa z bitą śmietaną i whisky(?).
To na pierwszym planie.
Na drugim mój Agatk, który naiwnie myślał, że jak się schowa, że niby coś w torebce szuka, to mój cyber shoot Jej nie złapie. ;*
Miejsce akcji: Rz., kino HELIOS, 20 min, przed premierą NEW MOON.
Wnioski:
nigdy więcej na premierę.
Nauka na przyszłość:
jeśli idziesz na ekranizację jakiejś książki nie czytaj jej wcześniej. lepiej nie wiedzieć o co chodzi i się śmiać w trochę niewłaściwych momentach.
jeśli na ekranie bohaterowie się całują, wyduś z siebie westchnienie.
jeśli bohater płci męskiej zdejmuje górny fragment garderoby - piszcz. miaucz. szlochaj. rzuć się na ekran, rozdrap mu tors tipsami i zliż wszystkie kolory.
No. to by było na tyle.
Ale film...no nie był zły w sumie...z pustego to i salomon...tylko muzyka do bani. do zmierzchu te kawałki takie jakieś...charakterystyczne były, pasujące do scen, a te tu...wszystkie takie same...;/