Kiedyś, w Bajkowym Świecie żyła sobie (Eks)idiotka. Kochała tego pochrzanionego Kubusia Puchatka.
On codziennie do niej przychodził, taczając się po trawie, jedli miód. Razem łapali w słoiki motyle, a później je wypuszczali, ganiali szczęście po łące. Krzyczeli i płakali, razem. Kradli dla Królika marchewki i nabijali się z Kłapochuchego.
Puchatek pewnego dnia nie przyszedł. (Eks)idiotka pobiegła do jego chatki z czekolady, zobaczyła jak Kubuś pieprzy się z Królewną Śnieżką na tym pierdzielonym łóżku z waty cukrowej.
W końcu zrozumiała, że nie była żadną (Eks)idiotką, tylko zwyczajną puszczalską panienką nie z tego światka.
Zamknęła się w stodole z żyletką, bo miłość nie była dla niej.
-
W życiu nie zapomnę jak złapałeś te dwa motyle w słoik, które właśnie siedziały na sobie. Tańczyły w nim jak głupie.
A co byś zrobił gdyby nas zamknęli w izolatce? Pokochał na mnie patrzeć?
-
Więc tak, do zobaczenia za pięć dni, znaczy w sensie „do zobaczenia” na zdjęciach. Będę tęsknić, co ja chrzanie? Już tęsknie x***.