Ale ryj. Pyzaty, zero kości policzkowych, wycięte ;p To będzie motywator do dodawania szybciej noteczek, bo ja tego długo nie wytrzymie ;p
No tak, no, patrzcie, długo nic nie było. Nie pisałam nic w listopadzie, bo listopad był zły. Zły w głowie, taki mętlikowy, bezsensowny, tytoniowy, wypalony, blady, głupi, pytajnikowy, niekreatywny, taki..listopadowy? Nie chciało mi się tu jęczeć i wybrzydzać. A czy grudzień jest lepszy? Chyba tak. Jakoś nie było żadnego przełomu, objawienia i światła z niebu czy skądśtam, ale tak wstałam rano (chociaż ciemno) i jakoś ludzie przyjemniejsi, zajęcia nawet troche ciekawsze, coś tak jaśniej. Ale bez przesady. Wiecie co? Trochę nuda. Na coś czekam. Coś inspirującego, angażującego, coś takiego, o! A tu nuda. Nie mam pomysłów, a jeśli nawet. Wstydzę się. Nieśmielę się, bojaźniam, krępuję. Jestem ekstrawertykiem czy introwentrykiem? Zostawiona sama sobie wariuję i tracę swoją świadomość, a podejść się cykam. O, cykam się jeszcze, żebym nie zafundowała sobie sama mocnych wrażeń i skutecznie nie zawaliła czegoś w szkole, na przykład pracy na HLP ; p
Co gorsze, ostatnio czytałam Panią Bovary. Ona też taka w nudzie obłapiona, zanurzona, wiecznie wyczekująca, wiecznie coś goniąca, a i niezadowolona. Nie chcę o sobie myśleć, że jestem Emmą. Nie. Nie chcę być Emmą.
Myślę, że uzależniłam się od zmian. Od przeprowadzek, wielkich i dużych, nowości, różnorakich mocnych bodźców, zawirowań, stawiania mojego życia na głowie. Właśnie zzewnątrz. I może stąd te wewnętrzne niedostatki.
Za chwilę Święta i Nowy Rok, wyciszenia, spotkania, postanowienia? Tak.
Meanwhile..
Jestem Miłością. I jestem z Miłością. I to jest najważniejsze, NAJ.