Stałam na środku sceny. Ludzi było pełno a jurorzy patrzyli na mnie dziwnym wzrokiem. Postanowiłam zacząć śpiewać, lecz po klku sekunacg ludzie zaczęli głośno się śmiać. Śmiech. Wszędzie śmiech. Czułam jak łzy napływały mi do oczu. 'Ale dlaczego? Chyba nie było aż tak źle?' zadawałam sobie w kółko takie pytania, rozglądając się po całym pomieszczeniu. Ocknęłam się dopiero wtedy, kiedy uderzył mnie but. Za nim nadlatywało kilka innych oraz butelki z piciem, które całe szczęście udało mi się uniknąć. To chyba najlepszy czas żeby spadać, pomyślałam i tak też zrobiłam. Wzięłam nogi zapas i zaczęłam biec ile miałam sił. Jednak moja trasa nie była aż tak długa. Ktoś podłożył mi nogę i upadłam centralnie na brzuch. Kiedy się odwróciłam na plecy, zauważyłam głosnik lecący prosto na mnie.
-AAAAAAAAA!!- zerwałam się z łóżka. Byłam cała mokra od potu. -To był tylko sen. Tylko sen.- powiedziałam spowrotem kładząc się na łóżku. Leżałam tak na plecach i lampiłam się na sufit bez sensu przez dobre 5 minut zastanawiając się. -O cholera!- krzyknęłam i zerwałam się na proste nogi. -To już dzisiaj.
Tak. Dzisiaj nastał ten dzień, w którym razem z moją najlepszą przyjaciółką, Caroliną, miałyśmy pojechać do Londynu i tam zamieszkać u jej cioci, Calliope. Dość często tam jeździłyśmy, więc miałyśmy tam też swoje własne pokoje. Caro wpadła na pomysł, abyśmy poszły na pre-castingi do programu X-Factor. Na początku nie podobał mi się ten pomysł, ale po dłuższym czasie udało jej się mnie przekonać. Potem się przekonałam że to może być nawet niezła zabawa. Nie dość że podtrzymam i towarzystwo i na duchu moją przyjaciółkę, ale też spróbuję swoich sił. Ale po tym śnie miałam mały mentlik w głowie. Może przesadzam?, pomyślałam. W końcu odkąd byłam mała, zawsze brałam udział w jakiś konkursach, musicalach, chodziłam na chórki i kiedyś zastanawiałam się nad założeniem własnego zespołu. Chętnych do współpracy nie brakowało, jednak ten plan tak jak został, tak tkwi tylko w moich dalekich marzeniach. Może to z braku odwagi a może czasu? To często mnie zastanawiało. Może kiedyś się jednak uda, i będę miała ten upragniony zespół. Schodząc na dół po schodach, zastanawiałam się jaką piosenkę powinnam zaśpiewać. Nic mi nie przychodziło do głowy. To u mnie normalka. Rano mój mózg praktycznie w ogóle ze mną nie współpracuje. Najpierw zeszłam do salonu. Nikogo nie było. Kolejny kierunek to kuchnia- też brak żywej duszy. W końcu czego można było się spodziewać? Moi rodzice cały czas pracowali. Praktycznie nigdy nie było ich w domu, chyba że na święta, ale i tak byli pochłonęci pracą. Dobrze że mieliśmy gosposię. Tak to bym zwariowała sama w takim wielkim domu. Niestety Sofie, gosposia, nie mogła do nas codziennie przychodzić. Parę godzin temu urodziła bliźnięta.Wcześniej często dawaliśmy jej wolne, bo od kobiety w ciąży zbyt wiele wymagać nie wolno. Często mi pomagała w różnych sprawach, lecz dzisiaj był właśnie taki dzień, kiedy musiałam sama sobie ze wszystkim poradzić aż do spotkania z Caro. Spojrzałam na zegarek na piekarniku. Była 7.48. Nigdy tak sama z siebie wcześnie nie wstawałam, a zwłaszcza w wakacje. Zajżałam do lodówki w poszukiwaniu czegoś dobrego do zjedzenia. Wybierać to ja miałam w czym, lecz dostrzegłam talerz z sałatką warzywną o obok kartkę. Kto normalny wkłada kartę do lodówki? Jednak tak robiła zawsze Sofie. Wyjęłam talerz wraz z kartką i zaczęłam ją czytać: 'Wiem że jedziesz dzisiaj do Londynu, nie wiem kiedy znowu się zobaczymy i nie było okazji żeby się pożegnać. Nie wiedziałam że tym małym urwisom śpieszy się aż tak na świat'. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. 'Jedyne co mogłam zrobić to napisać tą wiadomość i przygotować danie na talerzu specjalnie dla Ciebie. Pewnie dziwisz się jak ono się tutaj znalazło, i jakim cudem udało mi się je zrobić. Udało mi się je skończyć tuż przed tym jak odeszły mi wody, a przywiózł je tutaj mój mąż. Wiem że je bardzo lubisz i przez dłuższy czas takiej nie zjesz. Życzę Ci więc miłej i bezpiecznej drogi do Londynu, abyś się tam odnalazła, tak nie szalała i smacznego. Dzwoń i odwiedzaj nas czasem.
~ Buziaki Sofie
PS. Pewnie zastanawiasz się co się urodziło :) Otóż mamy synka o imieniu David, oraz córeczkę o Twoim imieniu.
Pojedyńcza łza spłynęła mi po poliku. Sofie była dla mnie jak druga matka. Razem wybierałyśmy ciuszki dla jej maluchów, razem miło spędzałyśmy miło czas robiąc nawet najprostrze rzeczy jak pieczenie ciasta. Wiedziałam że będzie mi jej brak, ale przecież nie wyjeżdżałam na zawsze. Chyba... Zszokowała mnie jedna rzecz. Sofie nazwała córeczkę moim imieniem. Osobiście za bardzo za nim nie przepadałam, ale małej napawno będzie pasowało.
Gratuluje tym co to przeczytali xd
wiem ze skonczylam w zlym momencie i moze byc troche nudne, ale chwilowo odeszla mi wena do przepisywania opowiadania -.-
Jutro zapewnie druga czesc, wiem mam nadzieje ze nie mozecie sie doczekac xd
jak sa jakies bledy to mowcie, to poprawie, bo pisalam troche w spiechu :P
i tutaj pod sam koniec notki polska klawiatura nie chciala mi dzialac -.-