S t a r t!
I pobiegły szczury w wyścigu po lepsze życie
depczą się, gryzą się, walczą o miejsce przy korycie
swój na swego, rój złego, bój się tego chorego ego
kolego bardziej niż Boga
bój się kiedy w wyścigu powinie ci się noga
niech nie opuszcza ciebie trwoga sroga
bo jeszcze długa droga pełna wroga
niech szare futro będzie jak sędziowska toga
pazury, łapy zróbmy jak narzędzie kata
wydałeś wyrok na brata - wykonaj, pokonaj lub skonaj
Po szachu, po szachu brachu doprowadza się do mata
nie okazuj strachu brachu, bo skończysz w piachu jak szmata
Skrupuły zamień na muskuły by pruły
zatruj język aby słowa pluły i truły
niech spojrzenie w oczy mroczy
jak spacer w bezksiężycowej nocy
bez obaw spraw, aby kłamały
usypiały czujność, wzbudzały ufność
nadszedł czas, byś serce zmienił w głaz
raz na zawsze uczuciom pas
Sumienie to wstyd, to spryt, zapewnia byt
I teraz ty, bardziej zły niż ci najbardziej źli
jak pchły zduszasz ich, tniesz, rwiesz, nóż, krew
dobiegłeś, wygrałeś, dostrzegłeś co dostałeś
i śmiałeś się, stałeś tak sam, pomyślałeś co masz
Ale komu to dasz? z kim się podzielisz?
Komu sie pochwalisz? zniknęli
A w ich miejscu pojawiła się refleksja
co przychodzi, kiedy kończy się l e k c j a . . .