Szła zlękniona korytarzem pełnym od rozwrzeszczanych twarzy, sylwetek prawie kobiet, które usiłują dodać sobie lat, nie mając świadomości, że niedługo będą je odejmować. Tylko ona, jakby nieznająca innej rozkoszy niż samo patrzenie, ani nadziei innej niż samo czekanie, jakby posiadała wiarę, która nakazuje wierzyć w jedno piękno i jednego Boga, a nie nic bardziej bałwochwalnego... Widziałam ją, jak przeciskała się przez tłum nic nieznaczących ludzi jakby samym jej bytem było niebycie albo jej trwaniem było wypatrywanie jego nie wypatrując go wcale. To tak, jakby go nie szukała szukając lub czekała za rogiem, aby na niego wpaść nie oczekując jego nadejścia. Zupełnie nieświadomie na przekór świadomym faktom chciała nazwać swoiste przeznaczenie zwykłym, zupełnym w każdy szczegół przypadku przypadkiem.
Co do zdjęcia... to się nie wypowiem. Nadmenię jedynie, że fotografem była niejaka Patrycja U.
A co do opisu, zarzekam się, że w zupełności powstał w mojej zacnej główce. ;)