Na zdjęciu: Sernik mamusi! blah blah! ale z moją dekoracją. Znaczy Triadę robiła mama, ale ja robiłam dwa glify które ofc zepsułam, no i reszta się nie wmieściła, ale liczy się gest :)
Podsumowując mijający rok.
Mimo wszystkich wpadek i zonków był zajebisty. Poznałam masę nowych i wspaniałych ludzi, którzy stali się dla mnie jak rodzina i nie wyobrażam sobie bez nich życia. (tak tak to o was echelony! ;))
Bylam na Coke. Magiczne Coke. Spełniło się moje marzenie, przeżyłam w Krk niesamowite przygody. Marzę o tym żeby znów to powtórzyć ;) To tam usłyszałam The Story po raz pierwszy LIVE. Więc moje marzenie, aby usłyszeć akurat tą piosenkę na pierwszym ich koncercie w naszym kraju też się spełniło.
W pewnym sensie znalazłam też swoje miejsce w życiu...
Zacieśniłam więzi ze Smoczkiem <3
A także diabelnie przywiązałam się to paru świetnych osób z którymi byłam w Krk i WARszawie (takie pisanie WARszawy chyba już mi zostanie...)
Niczego nie żałuję, no może trochę mi głupio z powodu niektórych moich durnot jakie zrobiłam, i nie mogę znieść że w Krk o tej 3 w nocy nie potrafiłam się odezwać i w WARszawie nie ruszyłam dupy pod tem cholerny hotel.
Dostali pierodżisa i koszulkę. w WARszawie i Krakowie.
Świetnie. Rok 2010 z czystym sumieniem oceniam na 5+ bo mimo wszystko mógł być lepszy ;)
Może i dzisiaj siedzę w domu, ale Jul przyjedzie..sercem i duchem będziemy pewnie w Vegas ;)
HAPPY NEW MARS YEAR!