Dawno mnie nie było ale czy to ważne, jakoś nie przeszkadza mi to...
Jak zwykle tak i teraz nie prześladują mnie zbyt szczęśliwe zbiegi okoliczności, jak można się domyśleć po brzmieniu tego zdania jest odwrotnie szkoda tylko, że te zbiegi prześladują mnie na każdym kroku.
Ale i tak jestem pełna optymizmu, taka moja choroba - dziecięcy charakter - w końcu zmartwienia są domeną dojrzałych ludzi.
Dochodzę do momentu w życiu, w którym uświadamiam sobie, że o pewnych sprawach nie powinno się informować publiki.
Dochodzę do momentu kiedy ostatecznie cały wstyd wzrastający z dnia na dzień za własne czyny nauczył mnie współżycia ze społeczeństwem.
To, że ten świat nie jest jedynym i jest ich nieskończoność nie oznacza, że tryby 'mojego' wszechświata są marne...trzeba je tylko nieco nagiąć, a z boską mocą jestem w stanie zrobić wszystko.
Tak nie można mieć wątpliwości, słoneczna pogoda tak na mnie działa, brakowało mi motywacji.
Znowu przechodzę moment konsternacji nad własnym ja, lubię je ale nie do końca jak sernik z rodzynkami, po prostu tych rodzynek chętnie bym się pozbyła.