14-04-2012 w Koszęcinie odbyła się druga edycja Pucharu Polski w dogtrekkingu. Całą noc poprzedzającą imprezę lał deszcz. Jeszcze po przebudzeniu rano słychać było uderzające krople deszczu o dach letniskowego domku w którym się zatrzymaliśmy. Warunki te bardzo mocno odbiły się na mojej motywacji do przebycia niemal trzydziestu kilometrów. Perspektywa moknięcia przez trzy godziny pod warunkiem szybkiego pokonywania trasy była okropna i nie chciałem wychodzić z domku. Wpadliśmy więc s siostrzyczką na pomysł aby "ubrać się" w worki na śmieci, które przez pewien czas ochroniły by nas przed ulewą.Cała ta sytuacja odebrała mi apetyt i nawet kotlecik schabowy nie chciał mi wskoczyc do gardła. Zjadłem więc tylko kaszki instatnt.
Na szczęście, gdy już wstaliśmy a siostrzyczka poszła po pakiet startowy i na odprawę weterynaryjną pogoda się poprawiła. Z opowieści słyszałem, że niektórzy hardkorowcy startujący na długim, około 50 km dystansie startowali w krótkich spodenkach i t-shirtach.
Po przybyciu na start desz już zupełnie ustał, zaczęło przebijać słońce i od razu poprawił mi się humor. Jednak Calgary już wiedział co go czeka i niecierpliwie zaczął skakać i wyrywać się do biegu. Po dłuższej chwili udało mi się psiaka uspokoić na tyle, żeby przywitać się z pozostałymi uczestnikami i wysłuchać opisu trasy.
Przed samym startem jak zwykle ustawiliśmy się w pierwszej linii, dlatego, że grubasek i tak przez pierwsze dwa kilometry ciągnie z taką mocą, że trudno go utrzymać. Niestety nie lubi też jak go ktoś wyprzedza na starcie i próbuje blokować konkurencję zabiegając im drogę a czasem nawet warczy (na malamuty). Jednak po około dwóch kilometrach zrobiło się luźno, zespoły które miały nas wyprzedzić zrobiły to a pozostali byli za nami. Cały czas widzieliśmy czołówkę, która to oddaliła się na około 50- 100 metrów. Na pierwszym punkcie kontrolnym znów jednak wszyscy byliśmy razem, po to aby rozciągnąć się na trasie do drugiego punktu. Za drugim punktem znajdowała się jedyna nawigacyjna pułapka, w którą wpadli prawie wszycy. W zasadzi cała czołówka biegnąca przed nami nie skręciła w lewo na dobieg do kolejnego punktu (notabene był to punkt kontrolny numer 5, gdyż punkty 3 i 4 z powodu deszczu zostały usunięte przez organizatorów).Żeby było weselej to my również pobiegliśmy inaczej niż zaplanował to organizator, bo skręciliśmy trochę za szybko. Jednak wariant trasy który wybraliśmy okazał się również bardzo dobry. Jedyny problem w tym, że biegliśmy przez jakieś prywatne posesje, gdzie były tabliczki "zakaz wstępu" i "Uwaga zły pies". Kątem oka widziałem, że ktoś puścił się za nami, jednak w miejscu z którego widoczne były te teblice zawrócił. My twardo biegliśmy dalej uważając, że to jest najlepsza i najszybsza droga. Okazało się, że mieliśmy rację.
Na dobiego do piątego punktu natkneliśmy się na Anię z kropką i jeszcze jeden zespół, którzy jako jedyni przed nami nie pomylili drogi. Tym sposobem trzy zespoły biegły razem. Jednak po około 20 minutach biegliśmy już tylko z Kropka, Ania i nasza trójka. W takim składzie spokojnie sobie biegliśmy spokojnym tempem, które narzucały psiaki. Dopiero w okolicach ósmego punktu dobiegli do nas chłopacy, którzy zazwyczaj są daleeeeko przed nami, zatem długo nie trwało aż znikneli nam z oczu. Tym sposobem do końca biegliśmy w piątkę. Jedynie już w samym Koszęcinie przed metą Ania z Kropką trochę zostały z tyłu.
Dość szybko znaleźliśmy się w ośrodku na mecie, a tam... pusto. Prawie nikogo jeszcze nie ma, delikatnie mówiąc stypa. Tym samym okazało się, że jesteśmy trzecią ekipą na mecie.
Jednak dość szybko zaczeli za nami wbiegać kolejne zespoły i jeszcze zanim napoiliśmy psa i siebie zaczęło robić się tłoczno. Zatem wróciliśmy do ośrodka aby się umyć, przebrać i najeść.
Tak skończył się nasz udział w kolejnej imprezie dogtrekkingowej. Jak zwykle po takim spotkaniu apetyt rośnie i zaczynam szukać za podobnymi imprezami, niestety jak zwykle trzeba przejechać pół Polski, żeby wziąść udział we wspólnym męczeniu psów i ludzi. Zatem kolejny start dopiero w maju - Złoty Stok.
Na zdjęciu moja siostrzyczka z grubaskiem na mecie w Brennej 2011