Nie umiem jednak milczeć w tej sprawie. Za bardzo ją przeżywam.
Szkoda, że nie jestem tak twarda jakbym chciała.
Już było całkiem nieźle, ale dzisiaj znowu się posypało.
Jestem totalnie zrujnowana psychicznie i rycze, bo czemu nie...
Boje się tego wszystkiego co ma nadejśc, cholernie się boje.
I zamiast docierać do mnie to, że będzie lepiej, nie będę oszukiwana, nie będę sie martwiła, czy wszystko jest między nami ok, czy coś się nie psuje, czy czegoś źle nie robię, co do mnie czujesz, czy chcesz jeszcze ze mną być, nie będę płakała w nocy w poduszkę itd. to dociera do mnie tylko to, że Ciebie nie ma w moim życiu i jest mi cholernie z tym ciężko. A przecież powinnam czuć ulgę, no nie? To wszystko jest chore.... ja jestem chora i to psychicznie. Poniżam się tym wszystkim i czuje jak przegrana, przez to co czuję i robię. A jeszcze dostaję za to dodatkowe kopniaki. A niby trzeba mieć do siebie szacunek...
Dość mam, naprawdę szczerze mam dość. Nie wiem co z tym wszystkim zrobić... Pomocy.