photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 17 WRZEŚNIA 2023

& w kartonie. Czy kiedyś kochaliście tak bardzo, ze zasuszaliscie każdy bukiet, nawet taki z polnych stokrotek? Zbieraliście wspólnie muszelki czy chowaliście drewniane serce zajumane z restauracji w walentynki?

Pisząc tego posta łzy mi płyną po policzkach. Starałam się nie uzewnętrzniac na tym blogu, ale myśle ze ten moment na to zasłużył.

Chciała bym powiedzieć ze to opowieść o prawdziwej miłości, ale prawdziwa miłość się tak nie kończy, nie ma tyle problemów. Ale tak ja kochałam całym sercem, szczerze, lojalnie, bezgranicznie i myślałam ze na zawsze. Moim marzeniem byliśmy - my na spacerze jesienią alejka wzdłuż drzew w wieku 70 lat. Chyba nigdy nie myślałam o nikim tak jak o nim - to będzie mąż, ojciec moich dzieci i razem się zestarzejemy. Jak mnie pytał kiedy mnie zostawisz dla innego, młodszego, bogatszego, przystojniejszego odpowiadałam bez wachania - nigdy!

Był starszy, zawsze mówił ze tu nie będzie happy endu, a ja mówiłam nie krakać zestarzejemy się razem. A łzy cisnęły mi się do oczu. To była taka moja wyczekany wielka miłość. Mój wymarzony idealny Pan. Na zache. Myślałam ze moja miłość go zmieni cóż za głupota. Tak się nigdy nie dzieje tylko my, naiwne kobiety w to wierzymy. Ale zacznijmy od początku. Ja i Pan P znaliśmy się z 12 lat. Poznaliśmy się w najbardziej paskudnym klubie w Poznaniu. Lubiłam go, sympatycznego bramkarza który traktował kobiety z szacunkiem, a nie jak większość bramkarzy szufladkowujacych kobiety do jednego. Mijaliśmy się latami na imprezach, na ziomku. Nigdy nie sądziłam ze los nas połączy i nigdy nie sądziłam ze to będzie miłość mojego życia. Przynajmniej tak teraz mi się wydaje. 4 lata temu zaczął się covid musiałam zrezygnować z wynajmowanego domu i przeprowadzić się na kawalerkę do matki. Dramat. Z nudów pół dnia jezdzilam po mieście bez celu i tak trafiłam do garażu mojego ex. Gdzie przyjechał P i tak od słowa do słowa jego życie się posypało ja nie miałam gdzie mieszkać i wylądowaliśmy w jednym domu. On na gorze ja na dole. Na ziomku. Nie przeszło mi przez myśl jak mówił ze narazie śpimy osobno ze to się kiedyś zmieni. On poturbowany przez życie ja chciałam koniecznie mu pomoc i ulżyć. Nie skłamie ze poświęciłam mu każda wolna chwile żeby go wysłuchać i być przy nim. Po koleżeńsku. Los chciał ze się zaangażowałam, a on mnie olał. Bolało, bolało strasznie i odchorowalam to przez pół roku. Zniknął, odszedł bez słowa. To było najgorsze. Ale gdzieś tam w głębi serca wiedziałam, ze kiedyś będziemy razem. P pojawiał się i znikał jak zebra na pasach przez 3 lata. Chyba tylko po to żebym nie poznała kogos innego. A gdy już stwierdziłam. Ok, daj se spokój Grażyna. On nagle stwierdził ze w sumie to chce spróbować bo ja zawsze przy nim byłam a on mnie nie doceniał. Wow! Czad! Po 3 latach mnie zauważył jak ja latałam za nim jak pies z oczami kota ze Shreka myśląc  tu jestem, kochaj mnie! Nikt nie pokocha Cię tak jak ja szczerze serio nikt nie kocha go tak ślepo, długo wytrwale jak ja.

Cóż to było za szczęście jak spędziliśmy zeszłoroczna wigilie razem u mnie w domu. Biegałam cały tydz z siatami zakupami i choinkę wnosiłam na 3 piętro aby te święta były wyjątkowe. Bo pierwsze, nasze. Niedługo później okazało się ze jestem w ciąży. Niezbyt mnie ta wiadomość ucieszyła, za to P tak. Mimo ze jestem anty dziecko, myślałam ze tak ma być, ze nic się nie dzieje bez przyczyny. A okres ciąży i macierzyństwa będzie cudowny. - nie był - wyładowalam najpierw szpitalu z odmiedniczkowym zapaleniem nerek a później rozlałam się. Nie byłam w stanie wstać sama z łóżka. Do tego ciagle kłótnie ze nie pracuje (bo byłam w 6 miesiącu ciąży) bo leżę a ciąża to nie choroba itd kłótnie tak wskakiwały ze P się wyprowadzał a ja całe noce ryczałam jak wół i nienawidziłam dziecka. Ze za szybko, ze rozwali związek, ze zniszczy miłość. W sumie tak się sukcesywnie działo. Ale były piękne chwile wzlotów i walki o nasza miłość. Bo chyba tak naprawdę oboje kochaliśmy się na maxa. Zawsze podchodziłam do tego, ze musimy się dotrzeć. I przyszedł na świat Oliwier i wszystko zaczynało się sypać jak domek z kart, bo nie wyspani, bo ja mam depresje, bo ojciec mi umarł, bo dom się sypie, bo on chce do Hiszpanii a ja chce Polskę i tak się kłóciliśmy i rozwijaliśmy. A dziecko było co raz większym obciążeniem. Ale po każdej kłótni wychodziło słońce czyli nasza pizza na zgodę i wspólne wieczory przed tv w łóżku. Kochałam tak spędzać czas, razem. Odkrywałam nowe powołania robienia serków almette czy pieczenia chlebów i bułek. Sprawiało mi ogromna przyjemność robienia jedzenia dla niego. Ja tak wyrażam miłość. Przez dobre jedzonko. Lecz konflikt narastał i to z coraz to bardziej blachach powodów. Dla mnie totalnie nieistotne generowanie problemu, dla P problem rosnący do rozmiarów kuli śnieżnej. Co raz więcej łez mnie szczęścia. Przeszłam bardzo długa drogę żeby się zmienić, żeby być najlepsza wersja siebie dla niego. Był dla mnie najważniejszy. Nie wyobrażałam sobie ze któregoś dnia się obudzę w łóżku bez niego. Bez naszego czułego wtulania się na łyżeczkę. Idealnie pasował. Nikt nie tulkał mnie tak jak on i chyba już nigdy na nikogo nie spojrzę tak jak na niego. Pamietam jak każdy mówił zawsze wiedziałem ze coś między Wami jest wtedy kiedy my tego nie wiedzieliśmy. Szkoda ze niektóre związki się kończą tak nagle, bez tego błysku w oku, bez ostatniej wspólnej nocy czy pocałunku na do widzenia. Mimo iż wiesz ze koniec zbliżał się już dawno, masz nadzieje, ze tym razem się uda uratujemy to. Przecież świetnie się dogadujemy, mamy wspólne pasje, zainteresowania, mnóstwo tematów do rozmów. Bo tak to jest oprócz doskonałego sexu ważne jest mieć jeszcze o czym pogadać. Chyba nigdy nie zrozumiem tego, ze ktoś stawia własne racje, ponad zdrowy związek. Tak bardzo chciała bym żeby to był zły sen. Mimo iż nikt mnie rak nie skrzywdził. Nikt nigdy nie zabrał mi prezentu który dał mi na Gwiazdkę. Pierwsza Gwiazdkę i ostatnia. Jak wspominałam na początku jestem sentymentalna. Suszyła każdego kwiatka i odkładałam do pudełka, ostanie kwiatki były chyba najpiękniejsze jakie dostałam, ale wyładowały w koszu, tak jak i metrowa róża. Nie, nie ja to zrobiłam. Ja je bym zostawiła. Tak żeby przypomnieć sobie te piekne chwile. Chwile kiedy latałam 3 m nad niebem i myślałam ze tak będzie zawsze. A ta bransoletka w kartonie. To zaręczynowa. Mimo iż się kłóciliśmy i zdjęłam ja, jeszcze łudziłam się ze ja założę. Gdzieś tam miałam to nadzieje, ze będę jego żona, ze się dotrzemy. Nigdy nie sądziłam, ze zostanę sama z dzieckiem w zdemolowanym mieszkaniu&.

 

Informacje o henesssy


Inni zdjęcia: Today quenTopografia korzystna. ezekh114Dziś klaudiasara47:* patrusia1991gdFajne miejsce pracy. ezekh114Ja nacka89cwa... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24