czuję się okropnie, niewyobrażalnie okropnie. i w końcu czuję, że mogłabym płakać. ryczałabym godzinami, cały wieczór, całą noc. wszystko by się wylało, wypłukało. ale nie dziś. dziś ładnie idę do łazienki, układam włosy. niezbyt starannie maluję oczy. później usiądę na kanapie przed szafą i tak spędzę co najmniej godzinę. w końcu wybiorę zestaw jak co dzień. schowam do torebki niedozwolony w diecie alkohol. wyjdę na tramwaj.. wymarznę. wejdę do klubu i hello, everyone, such a nice party!
nie dziś.
tak właściwie, dlaczego w sgd nie liczy się owoców? bez sensu. to ja nie będę liczyć alkoholu, ok?
dzień 4 bez zawalania (nie licząc dzisiejszej i jutrzejszej nocy) fuck.