Może kiedyś doczekam się wreszcie własnego okazu. Oprócz szalika brakuje jeszcze tylko meczu, na który możnaby iść, bo jak widać nic nie może być idealnie i jak jedno się układa to drugie się sypie. Mam nadzieję, że wreszcie zgramy się co do przeżywania osobistych wzlotów i porażek, i że balkonowy rutuał przestanie być rytuałem.
Kolejny dobry weekend, chyba nawet zbyt intensywny, bo brakuje mi jakiejś doby życia żeby się ze wszystkim ogarnąć. Piątek zakończył się gdzieś na poniedziałku i nie wiem dokładnie co mi umknęło poza nauką oczywiście. Pierwsze ognisko w tym roku zaliczone, czekam na więcej atrakcji, arbuzowych (lub nie) aromatów i więcej spontanów tak jak choćby ten wczoraj rano, który umilił mi dzień, chociaż miałam na poprawę humoru niecałą godzinę. Zdjęcia! Zdjęć dużo, ale ciągle nie takie jakich potrzebuje. Dogodnego momentu ciągle brak i już nawet nie liczę, że święta, że matury, że cokolwiek mi w tym pomoże. Prezent się ciągle nie zrobił i zodiakalnego bliźniaka to męczy strasznie, ale liczę na końcowy efekt, bo to chyba jedyna rzecz, którą zamierzam zrobić porządnie od początku do końca. Czas się przecież nie liczy... Załamuje się jak mało go mam na ten szczytny cel, ale skoro już tyle sobie wybaczaliśmy... Motywacja jest, nadzieja też, dopiero co zaczęłam naprawdę żyć. Może się wszystkim w końcu poukada i będzie tak jak powinno, a nawet jak nie, to i tak trzeba pamiętać kto w tym układzie jest rekinem ;)