No... Uczę się na egzamin.
Bez foci i piwa się nie obejdzie.
Tym bardziej, że to psychologia.
Nie taka ciekawa. Raczej taka z serii...
HOME BIAS, FIKSACJA FUNKCJONALNA, KONCEPCJA POZNAWCZA...
Mmmm. Supi.
Socjologia na 5, moje marzenie się spełniło!
Najlepszy wykładowca ever. <3
A ten drugi egzamin... He. Zdany, aczkolwiek...
Smutne, że ktoś, kto tak pięknie potrafi mówić o postaci Mistrza okazał się takim bucem zapatrzonym w siebie.
Na szczęście mnie nic niemiłego nie powiedział, pewnie bym mu równie niemiło odpowiedziała i ups.
I jeszcze wykłady z nim w przyszłym roku.
Nie wyczymie.
A za 3 dni przerwa. Taka wyczekiwana.
Wolne, w końcu.
WYJDĘ Z DOMU, KURWENS.
HA!
Nawet mama twierdzi, że mam jakieś dziwne szczęście, rly.
I to się kurde zawsze sprawdza!
Znaczy... mam nadzieję, bo jak nie to nie zdam filozofii.
Ale to takie brednie, że nie umiem tego wkuć.
STUDIASTUDIASTUDIA.
Ale to wszystko dlatego, że przez nie nie mam czasu na życie.
No sorry.
Bez sensu, idę.