Nie sposób opisać mój wkurw.
Znów to samo, zarywanie nocek, liczenie, skupianie, cały wysiłek jak zwykle na marne.
Co z tego, że nauczyłam się na ful, że wyrecytowałabym wszystkie wzory i przykłady, jak i tak o tym
czy ja to umiem świadczy jebana ocena.
A brakło jednego pierdolonego punkta, by być zadowoloną, że w końcu coś
udało mi się za pierwszym razem.
Jak zwykle wychodzi na to, że się nie uczę kompletnie.
Czuję się jakby ktoś mi zajebał czymś ciężkim, umieram.
Mam dość...
Teraz czeka mnie kolejny zmarnowany tydzień na naukę i sranie się o to, czy poprawię ten sprawdzian.
To mnie przerasta.