Kolejna fala
Myślę, że Afryka po częsci miała rację co do mojego przekonania. Ale wciąż za tym wszystkim chyba jednak bardziej stoi zachwyt. A może zachwyt płynie jednak bardziej przez drogę serca?
Mało istotna jest geneza powstania tego uczucia. A jeśli się okaże istotna, powinnam to zauważyć.
Wsłuchując się, czytając, nie wiem na ile daję radę, a na ile nie dociera do mnie to co powinno. Wiem, że część zaczyna się ukłądać w składankę. Będzie ona kompletna dopiero po upływie naprawdę długiego, cudownego, po części strasznego, a poczęsci smutnego czasu. Stres nie zniknie. Nie wierzę w to. Ale chcę więcej. Więcej takich chwil jak ta. Teraz, w tym momencie. Podczas tej fali uczuć. I chociaż pojawiają się depresyjne obrazy, zdecydowanie za często, biorąc pod uwagę, że tak od nich uciekałam, nie boję się. Nie tak bardzo jak jeszcze rok temu. Balansuję na granicy Mroku i Światła. Dopóki mam rękę, której się trzymam, nie spadnę. I nie puszczę jej.
Muszę też przyznać, że pojawia się zazdrość. Ogromna zazdrość. Dlaczego niektórym tak wiele rzeczy przychodzi łatwo, podczas, gdy dla innych jest to w dużej mierze nieosiągalne, albo bardzo cięzkie do zdobycia?
A może to kwestia zamknięcia się na to? Nie rozumiem siebie i mojego zachowania. Za często. I chwyta mnie myśl, czy ja naprawdę miałam powstać jako kobieta? Nie wiem dlaczego, ale to pytanie mnie gnębi. Cały czas. Od dłuższej chwili.
Jakby to coś miało zmienić... Muszę pozbierać te kawałki, które warto zabrać. I ruszyć powoli do przodu. I zostawić za sobą balast, który mnie podtapia.
Ogar, ogar, jeszcze raz ogar. Czeka mnie dużo czytania i zbierania.
Boże, daj mi siły. Chociażby na zebranie myśli o pojęciu wiary i jej znaczenia.