PROMOTIONAL PRICES
PROLOG
Niewysoka,zielonooka blondynka, stała przed wielkim, szarym budynkiem, kończąc palić papierosa. Zdenerwowana rozglądała się naokoło, czekając na dawną przyjaciółkę. Nie widziały się około 2 lata. Jak się zachować? Co zrobić? Czy czuć się winną? To wszystko podziało się o wiele za szybko.
Chwilę po tych przemyśleniach, kiedy gasiła papierosa, zza winkla wyszła wysoka, rudowłosa siedemnastolatka, która ze spuszczoną głową szła w jej stronę. Ten niewielki odcinek, który każdy pokonałby w minutę, trwał wieki. Na pewno każdy z was zna sytuację, kiedy się z kimś widzicie i nie bardzo wiecie jak się przywitać. To dziwne i niezręczne uczucie ogarnęło je obie.
-Cześć - powiedziała ruda, nadal nie patrząc blondynce w oczy - Idziemy?
Weszły do środka , szklanego budynku. We drzwiach powitała ich krzykliwa kobieta, o nieskazitelnej urodzie.
-Witajcie dziewczyny ! -uśmiechnęła się - Annie - kiwnęła głową do blondynki - Catherine- zwróciła się do rudej.
Poprowadziła ich dość długim korytarzem, do pokoju który znajdował się na samym końcu. Żadna z dziewczyn, nie odezwała się w czasie drogi. Annie wpatrywała się ukradkiem w koleżankę. W końcu kiedyś były najlepszymi przyjaciółkami.
- Zapraszam- powiedziała, otwierając drzwi.
Znalazły się w niedużym pokoiku, z czarnym, wysokim krzesłem, stojącym za biurkiem, które znajdowało się na środku. Obok biurka były również dwa krzesła, dla gości, kanapy. W prawym rogu, stał regał, na którym zamiast książek, znajdowały się segregatory z różnymi datami. Kobieta usiadła za biurkiem i włączyła laptopa.
-To która zacznie ? -uśmiechnęła się
Dziewczyny popatrzyły po sobie, a kiedy ich oczy się spotkały, szybko odwróciły wzrok.
- To może.. Annie ?
Dziewczyna otworzyła torebkę i wyciągnęła zdjęcie
-To my - powiedziała podając je kobiecie, na którym znajdowało się 6 osób - Jessy, Jane, Catherine z Martinem , ja i Josh.
- Nieźle się zmieniłaś Catherine - rzuciła luźną uwagę kobieta
Annie nadal kontynuowała. Wiedziała, że jeśli ona nie zacznie to nigdy stąd nie wyjdą. W tak napiętej atmosferze, nie jest łatwe mówić o takich rzeczach.
- Wszystko zaczęło się na weekendowej imprezie, jakieś 3 miesiące przed wakacjami. Catherine - przerwała, patrząc na nią - chciała ze mną o czymś porozmawiać. Jesteśmy... - znów przerwała - byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami.
- I poszłaś do niej, tak?
-Wie pani...
-Jaka pani ? Jestem Sarah - przedstawiła się i uścisnęła dziewczyną rękę.
- Wiesz Sarah, przyjaźniliśmy się od zawsze. Nasze domy dzielą tylko płoty. Nigdzie się bez siebie nie ruszaliśmy. Miałam wrażenie, że znałam te osoby na wylot. Nie wiedziałam, że każdy z nich ma swoje problemy i tajemnice, skoro ja byłam uczciwa wobec nich - przyhamowała. Zorientowała się, że zaczyna przesadzać, ale ruda siedziała niewzruszona. - byliśmy jak paczka z filmów amerykańskich, co wiesz forever togheter. Wszędzie razem, wszyscy za wszystkich, jeśli jakieś kłopoty odpowiedzialni byli wszyscy. Zawsze się wspieraliśmy. Fakt, ja przyjaźniłam się najbardziej z Catherine, Jessy z Jane, a chłopcy trzymali się razem. Ale byliśmy przyjaciółmi i każdy mógł na mnie zawsze liczyć. - powiedziała dobitnie, czując, że łzy napływają jej do oczu.
- Rozumiem - powiedziała Sarah zapisując to wszystko na laptopie. - będzie lepiej jak to nagram, bo mówisz strasznie szybko. - wstała z krzesła, podeszła do reagłu, znalazła dyktafon i wróciła do dziewczyn.
-Catherine ? -zapytała- zgadzasz się ze słowami Annie ?
-Nie do końca - odezwała się - fakt, byłaś moją najlepszą przyjaciółką,zawsze mogłam na ciebie liczyć - przyznała - ale nie ze wszystkim mogłam się z tobą dzielić, sama wiesz czemu.
- Mogłaś, ale nie chciałaś.
-NIE !
-TAK !
-Dziewczyny !
-Przepraszam - wyraziła skruchę Catherine - mimo, że było to dwa lata temu, ja nadal nie mogę się pozbierać. Ja... jestem świadoma tego, że to wszystko przeze mnie. Śmierć Jessy, Jane, Josha..
-Nigdy cię o nic nie obwiniałam, siedzimy w tym gównie razem - przyznała Annie.
- A co z Martinem? -spytała Sarah
- Nie mamy z nim kontaktu, ze sobą zresztą też nie. Przez pewien czas przeglądałam informacje o śmierci osób, które wzięły w tym udział, ale go tam nie było - zwierzyła się Catherine
-Zacznijmy od początku. Skoro twierdzisz Catherine , że to wszystko twoja wina, to zacznij.
- Tylko ja jestem winna... wszystkiemu...
jeśli się podoba lajknij : https://www.facebook.com/pages/HAPO/570628592962181?ref=hl