Najpierw zdjecie. To drzewko po mojej prawej stronie to krzaczek z jagodami. Jeszcze nigdy w zyciu nie zbieralam jagod z rekami w gorze. Ameryka.
A skad milczenie? Otoz mialam utrudniony dostep do Internetu. Przez weekend nie tylko do Internetu, ale i do jedzenia. Przed dwa dni nie jadlam, bo nam kuchnie szef zamknal (za kare - ja oczywiscie li tylko Bogu ducha winna, nic nie zawinilam) i my (dziewczyny 3) utknelysmy tu bez jedzenia (bo samochodu nie posiadamy, a tu wszedzie daleeeeeko-na prawde daleko, nie ze na piechote daleko. Nawet samochodem daleko). Oczywiscie ci, co zawinili pojechali sobie i ich kara nie tknela. Bylysmy wsciekle. Notabene kara okrutna. I zamknal nam Internet. Bylysmy wsciekle.
Nowy tydzien, nowe dziewczynki. Cztery na szesc juz mi plakaly i tesknily do domu. W nocy i w dzien. Jedna robi to permanentnie. Juz odkrylam na nia metode. Trzeba ja krotko trzymac i nie przejmowac sie jej placzem. Wtedy przestaje i mozna nia normalnie sie zajac. Ale wydziwia strasznie. CO chwile mowi, ze chce jeschac do domu. Mi sie udaje ja naprostowac. ale nie na dlugo, bo jak widzi, ze przestaje byc w centrum zainteresowania, znowu zaczyna "tesknic" i plakac i marudzic. Ale wydaje mi sie, ze znalazlam na nia metode. A jak jednak rzeczywiscie juz nie wytrzymam i przestane sie nia przejmowac i walczyc, zeby tu zostala - nawet i lepiej, pojedzie do domu i bedzie spokoj ;) Uparta, rozpuszczona mala amerykaneczka ;)
Juz zdrowieje (bo bylam przeziebiona), krew mi z nosa juz nie leci (bo leciala) i juz coraz mniej mi zostalo do powrotu!
Pozdrawiam serdecznie!!!