no i jeszcze raz...
tym razem w oryginalnych kolorach...
Dawno nie pojawiło się nic z cyklu nocnych bazgrołek. Dlatego pojawia się teraz, pomimo nieodpowiedniej- bo późno popołudniowej- pory. Wiadomo, dużo pracy, zajęć i bla bla bla... Ale chyba każdy jednak ma chwilę czasu i zastanawia sie nad różnymi rzeczami, sprawami, tym co kocha i nienawidzi, nad tym co go cieszy i powoduje smutek, nad tym co zaczyna lub kończy. Ostatnio właśnie tłucze po głowie pewna myśl, a mianowicie doszłam do wniosku, że w zasadzie nic się nigdy nie kończy. pojawiają się nowe elementy, obrazy, przeżycia, ale są one konsekwencją naszych czynów. Pozornie wydaje się, że zaczynamy coś, potem nad tym pracujemy, ciągniemy to, czy jakkolwiek inaczej by tego nie nazwać...a potem to kończymy. Ale czy naprawde tak jest...? w trakcie trwania jednej czynności juz przygotowujemy sie do drugiej...Czyli wniosek z tych zawiłych, późno-popołudniowych, wczesno-wieczornych bazgrołek jest taki, że nic nie kończy się definitywnie. Zawsze gdzieś znajduje się początek czegoś innego.
To chyba raczej pocieszająca perspektywa, bo co by było, gdyby coś skończyło się DEFINITYWNIE...? tak raz na zawsze i nie byłoby możliwości powrotu do tego...?
jak zwykle nie narzucam swojego zdania: staram sie raczej skłonić do refleksji, zatrzymania sie na chwilkę w tym zabieganiu i zwrócenia uwagi na czasem banalne, ale fundamentalne sprawy w otaczającej Cię rzeczywistości...
podziwiam tych, którzy dotrwali do tego miejsca...
Dlatego kolejne zdjęcie, które się pojawi będzie dedykacją dla tych, którzy czytają... i myślą...