Czasem nadchodzą takie chwile... Wówczas mam ochotę zniszczyć całe piękno, które nigdy nie będzie moje, Spalić amazońską dżunglę. Napompować prosto w niebo wszystkie te chlorofluorowęglowodory, żeby pożarły warstwę ozonową. Otworzyć zawory na supertankowcach i odczopować szyby na przybrzeżnych platformach wiertniczych. zabić wszystkie ryby, na których jedzenie nie było mnie stać, i zasypać francuskie plaże, których nigdy nie zobaczę.Chcę ,żeby cały świat stoczył się na dno. wpakować kulę między oczy każdej zagrożonej pandzie, która nie chciała się pieprzyć, żeby ratować swój gatunek, i każdemu wielorybowi i delfinowi, który się poddał i rzucił na mieliznę.
Nie myśl o tym jako o wymieraniu. Myśl o tym jako o redukcji pogłowia.....
A może lepiej wylać beton na puszczę w Rospudzie, puścić te przeklęte rury przez TPN, strzelać do każdego kto wejdzie na komin elektrowni.
Wrzucać zakręcone plastikowe butelki do kontenerów z napisem szkło...
Pokazaywać palec ludziom z Amnesty International (nie żebym coś do nich miał....)....
Obżerać się kanapkami z opiekacza podczas czytania o klęsce głodu w Afryce...
Wydać milion dolarów na przejazdy do domu każdego kto napisał wkurwiający komentarz na onecie...
Kupować dezodoranty "co je królikom do oczu leją"...
A potem......
Potem kiedy już zamienię wszystko w wielką pustynię przetykaną szczątkami cywilizacji. Kiedy człowiek będzie całował ziemię gdy ujrzy ślady na piasku...
Wreszcie odpocznę. Wreszcie będę miał święty spokój :)