To był trochę męczący weekend. Najpierw impreza na działce, potem Blachownia. Jak dla mnie to już za wiele. Nie jestem przyzwyczajona do tak małej ilości snu. No, ale nie powiem było fajnie. Na działce jak to na działce. W Blachowni czułam się jak jakiś pielgrzym i w ogóle upadek w pokrzywy na rowerze. Okej..
Teraz czas na rowery.