Już wiem co zabiorę ze sobą.
Zieloną butelkę z korkiem, od wina. Czystą, pustą.
Napełnie ją.
Jeśli nie czymś fizycznym, to myślami, będzie tak sobie stać na parapecie, i jeszcze afrykańskie kadzidła.
Tak, właśnie tak.
A pamiętasz jak to się wszystko zaczynało?
Kaszanki, chleb z pasztetem pomidorowym, bo nic innego nie było w waszej lodówce.
Jakiś smalec ze skwarkami i litry herbaty.
Balkon mój ulubiony, na którym wdychało się ulotne uspokojenie.
Rozmowy o wszystkim i o niczym.
Jajecznica, która lądowała na mojej buzi i koszulce.
Pies sąsiadów i tysiąc min na minutę.
Twoje spodenki wiązane na sznurek, podkoszulka i sztalugi.
Tak to się zaczynało, a teraz ląduje na tym pokładzie.
No to cześć.